poniedziałek, 18 czerwca 2018

Epilog

2 lata później...

Miłość potrafi wiele zmienić. Uczucie, którym darzyłam Ksawiera pomogło mi w przystosowaniu się do nowej rzeczywistości. Moje życie przy boku chłopaka stało się jedną wielką sielanką. Udało mi się przystosować do reguł pałacu oraz odpowiednio przygotować do stanowiska królowej.
- No i jak się czujesz? - zapytała Adelina, która weszła do pokoju.
Zmrużyłam oczy i obserwowałam jej sylwetkę, która z każdym krokiem zbliżała się w moją stronę. Błękitna sukienka bez ramion doskonale się na niej prezentowała i podkreślała wszystkie atuty dziewczyny. 
- Niewygodnie. - Wykrzywiłam usta w grymasie. - Przypomnij mi dlaczego wybrałam tą sukienkę? 
- Aniela, Ty masz chyba jakieś uprzedzenia do eleganckich ciuchów. - Adelina zaśmiała się i pokręciła głową. - To twój ślub i koronacja na królową w jednym, dlatego musisz wytrzymać, bo taki dzień zdarza się tylko raz w życiu. Poza tym wyglądasz cudownie.
Szkoda, że się tak nie czułam...
Owszem moja ślubna kreacja była bajeczna, ale uwierała mnie w każdym możliwym miejscu. Po prostu czerwona suknia nie chciała ze mną współpracować. Nawet dekolt w kształcie serca mi przeszkadzał. Nie wspominając już o długości, która sięgała ziemi.
- Jak to jest, że jeszcze wczoraj podczas przymiarki wszystko było idealnie - westchnęłam i poprawiałam materiał. - A dzisiaj wszystko mnie gniecie, gryzie i uwiera!
- To wszystko jest tylko w twojej głowie - wyjaśniła dziewczyna. - Skoro wczoraj wszystko było dobrze, to dzisiaj nie może być inaczej. 
Chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Ja miałam zupełnie inne zdanie. Co podkusiło mnie, żeby na własny ślub wystąpić w czerwonym kolorze? Cholera, przecież to był ślub! 
- Musze się przebrać - oznajmiłam.
- Nie będziesz się przebierać - Adelina uniosła głos. Patrzyła na mnie karcącym wzrokiem. - Uspokój się! 
- Jak mogę wystąpić na własnym ślubie w czerwonej sukience?! 
- Przerabiamy to już dziesiąty raz. - Adelina przewróciła oczami i złapała mnie za nagie ramiona. Chłód jej dłoni trochę mnie otrzeźwił. - Dzisiaj zostaniesz królową, czyli matką całego narodu. Ustaliłyśmy, że białą suknię ubierzesz na ślubie u siebie w świecie.
- Naprawdę? - żachnęłam się. 
Nie pamiętałam takiej rozmowy...A może faktycznie tak było? Tylko z każdą mijającą minutą denerwowałam się coraz bardziej. Nie bałam się samej ceremonii ślubnej, bo z Ksawierem i tak od dawna zachowywaliśmy się jak małżeństwo. Przerażała mnie ta cała koronacja i zostanie królową. Nadal uważałam, że nie jestem na to wszystko gotowa.
- Aniela, czemu masz taką kwaśną minę? - Przeniosłam wzrok na Jadwigę, która właśnie weszła. - Przecież dzisiaj powinien być najpiękniejszy dzień twojego życia, a wyglądasz jakbyś chciała uciec. - Zaśmiała się, ale po chwili zmarszczyła czoło i popatrzyła na mnie podejrzliwie. - Chyba nie masz zamiaru zostawić mojego syna przed ołtarzem?
Uniosłam oczy ku niebu, które w tym wypadku było sufitem. 
Serio?
Miałabym zostawić Ksawiera, którego kochałam jak nikogo innego?
Poza tym Jadwiga ostatnio startowała w konkursie na matkę roku. Od kilku miesięcy udawało jej się jakoś dogadywać z Ksawierem. Chłopak nie traktował jej jak matki, ale wszystko szło w dobrym kierunku. Czas zmieniał wiele rzeczy.
- Nie, ona po prostu wymyśla pierdoły i chce się przebrać - wytłumaczyła Adelina.
- No bo wy macie takie luźne sukienki, a ja muszę się ciaśnić w tym cholerstwie - odpowiedziałam oburzona.
- Aniela, przypomnij nam, kto jest gwiazdą dzisiejszego wydarzenia? - odparła sceptycznie kobieta. - Wszystkie oczy będą zwrócone dzisiaj w twoją stronę, więc musisz się jakoś prezentować. 
- Znając Ciebie to najlepiej czułabyś się, gdybyś mogła wystąpić w jeansach - dodała Adelina. Uśmiechnęłam się leciutko z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, że to była najprawdziwsza prawda, gdyż ja ogromnie ceniłam sobie wygodę. Drugim powodem było podobieństwo mowy Adeliny do Victora. Słowa, które powiedziała, były takie w jego stylu. - I widzisz! Nawet się uśmiechasz, czyli to prawda...
- Gotowa? - Głowa Iwo pojawiła się w drzwiach. Chłopak patrzył na mnie zaciekawiony. Wzięłam głęboki oddech i potwierdziłam swoją gotowość skinieniem głową. - Drogie panie, mam nadzieję, że pozwolicie abym to ja odprowadził Anielę?
Obie skinęły głową i życząc mi powodzenia, wyszły z pokoju. W środku zostałam tylko ja, Iwo oraz zegar, który z każdą sekundą przypominał mi, jak mało czasu mi zostało.
- Kurcze, myślałem, że zostaniesz starą panną - powiedział Iwo i rozsiadł się na kanapie. Uniosłam zdziwiona brwi. Czy nie mieliśmy wychodzić? A ten siada sobie jak u siebie. - Naprawdę podziwiam Ksawiera, że jest w stanie wytrzymać twoje humory i cięty język. 
Ja też nie myślałam, że wyjdę za mąż w wieku dwudziestu czterech lat. Nie, ja w ogóle nie myślałam, że znajdę kogoś z kim tak idealnie się zgram. Ksawier chyba został zesłany mi z niebios, bo faktycznie wiele ze mną przeszedł, a nadal byliśmy razem. 
- Iwuś - zaśmiałam się sztucznie. - Mam Ci przypomnieć, że Tobie też się podobałam?
Uwielbiałam mu to wypominać. Było to lekkie nagięcie prawdy, ponieważ Iwo startował do mnie, jak nic nie pamiętał, ale nie mogłam się powstrzymać. On się wtedy tak denerwował.
- To było przez tak krótką chwilę, że nie ma sensu tego wspominać - zauważył, a na jego twarzy dostrzegłam skrzywienie.
- A właśnie jest sens! A wiesz jaki? - zapytałam zadziornie. - Widzenie twojej kwaśniej miny jest bezcenne.
- Dlatego nigdy nie moglibyśmy być razem! - Wstał na równe nogi. - Ja nie wytrzymałbym z taką dziewczyną. Zrobił bym krzywdę Tobie albo sobie - zaznaczył. - A teraz musimy się już zbierać.
Chwyciłam jego pomocne ramie, które wystawił w moją stronę i wyszliśmy na korytarz. Szliśmy bardzo wolnym krokiem. Tym razem Iwo nie komentował mojego tempa. Musiał nie chcieć dodatkowo mnie stresować. Za to byłam mu ogromnie wdzięczna.
Stanęliśmy przed wielkimi drzwiami i przez chwilę wpatrywaliśmy się w nie w milczeniu.
- Jest dużo ludzi? - zapytałam.
- A uspokoi Cię to, jeśli powiem, że mało? - odparł Iwo i wzruszył ramionami. Ściągnął moją dłoń ze swojego ramienia. - Dalej musisz iść sama.
Pokiwałam mechanicznie głową i spróbowałam uspokoić swoje ciało, które już zaczynało się denerwować. Zamknęłam oczy i poczekałam aż zapowiedzą moje wejście. Usłyszałam jeszcze tylko dźwięk otwieranych drzwi i ruszyłam przed siebie.
Wolno kroczyłam przez środek czerwonego dywanu, który prowadził wprost do Ksawiera, stojącego pod koniec. Nie musiałam się o nic martwić, ponieważ ciepłe spojrzenie chłopaka przyjemnie koiło moje nerwy. Patrzył na mnie z miłością, a co z oczu to z serca. Przynajmniej tak mówią.
Za chłopakiem na podwyższeniu stały dwa trony. Jeden z nich stanie się dzisiaj moim. Przełknęłam głośno ślinę i zatrzymałam się na przeciwko Ksawiera. Posłałam mu lekki uśmiech, a on złapał mnie za rękę, dodając mi otuchy.
Podniosłam wzrok na biskupa, który stał nad nami na jednym ze schodków przed tronem. Wyglądał dokładnie tak samo, jak podczas koronacji Ksawiera. Akuratnie jego zapamiętałam. 
Ksawier wysunął rękę, powodując, że podeszłam w stronę biskupa. Starszy mężczyzna skinął głową, dając znak, że to pora abym klęknęła. Tak też zrobiłam, ponieważ ćwiczyliśmy to wiele razy. Nie było tak, że wpadłam na koronację, jak śliwka w kompot. O nie, nie. Ja wszystko ćwiczyłam, tylko szkoda, że nie wpadłam na to, że w tej sztywnej sukni będę miała mniejszy zakres ruchów, ale ostatecznie sobie poradziłam. 
Najpierw koronacja, potem ślub. Jakoś to przeżyję.
Mężczyzna chwycił mnie za rękę i założył na mój serdeczny palec złoty sygnet. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że był ciężki i zaraz na drugą dłoń Ksawier założy mi obrączkę, więc będę obwieszona biżuterią jak choinka. 
Następna w kolejności była korona, która już zbliżała się w moją stronę. Biskup przenosił ją z ozdobnej poduszki. Trzymał ją tak lekko, jakby bał się, że ją zniszczy, ale kiedy wylądowała na mojej głowie, to stwierdziłam, że ona w ogóle była lekka. Wcale mi nie ciążyła. Nie czułam jej na głowie, więc mężczyzna też nie musiał jakoś się starać podczas jej przenoszenia. 
Uniosłam się wolno, żeby nie nadepnąć na suknię i wtedy usłyszałam:
- Niech żyje królowa! Niech żyje królowa! Niech żyje królowa! - Zamrugałam oczami, ponieważ zostałam ogłuszona przez radosne głosy. 
Ksawier złapał mnie za rękę i poprowadził do tronu, na którym usiadłam po raz pierwszy. Było to dziwne uczucie połączone z ekscytacją i lekkim strachem. Dopiero wtedy zaczęła się właściwa ceremonia ślubna, która nie różniła się od tych znanych przeze mnie.


5 lat później...

- Czujesz ten smród? - pytam Ingi. 
- Wasza Wysokość, nic tutaj nie śmierdzi - odpowiedziała rozbawiona.
Inga była moim prywatnym ochroniarzem, którego zorganizował mi Iwo. Nazwałam ją ochroniarzem cieniem, ponieważ była dokładnie, jak mój cień. Zawsze znajdowała się w moim otoczeniu. Dziewczyna nadal traktowała mnie z zawodowym profesjonalizmem, ale dla mnie była jak przyjaciółka. Oczywiście druga w kolejności, zaraz za Adeliną. 
- Śmierdzi! - zauważyłam. - Okropnie...
To były ostatnie słowa, zanim pociągnęło mnie na wymioty i leciałam biegiem w stronę apartamentu. Ledwo dotarłam do łazienki i zwymiotowałam śniadanie do WC.
Przymknęłam oczy i osunęłam się lekko na ziemię. Przymknęłam na chwilę oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Wymioty to najgorsza rzecz świata. 
- Wasza Wysokość, wszystko w porządku? - zapytała przestraszona Inga. - Zadzwonię po lekarza.
- Nie - zaprotestowałam. - Ostatnio jestem strasznie zmęczona. Myślę, że muszę po prostu odpocząć.
Wymioty.
Wrażliwość na zapachy.
Zmęczenie i senność.
Miesiączka...Zaraz kiedy miałam ostatni okres? Otworzyłam szeroko oczy, bo to było jakieś trzy miesiące temu i ja tego nie zauważyłam!?
Ciąża to jedyne, co przyszło mi na myśl. 
- Przynieś mi kluczyki do auta, szybko! - rozkazałam, a sama wstałam z ziemi i umyłam zęby. - Jadę do szpitala - poinformowałam.
- Zawiozę Cię - zaproponowała wyraźnie zmartwiona, przez co zapomniała o zwrotach grzecznościowych. 
- Zgoda, możesz jechać, ale musisz mówić do mnie po imieniu.
- Ależ Wasza Wysokość! - zaprotestowała.
- Nie Wasza Wysokość, tylko Aniela. - Uśmiechnęłam się promiennie, chociaż to nie była pora na uśmiechy. - Poza tym przed chwilą powiedziałaś do mnie na ty, więc teraz też tak musisz robić. To nic trudnego.
Pokręciła głową i wyszła za mną. Władowałyśmy się do auta i już po chwili wysiadłam przed szpitalem. Zapomniałam tylko, że wchodząc do niego wywołam niezłą furorę. Wyciągnęłam więc telefon i zadzwoniłam po pomoc do Adelina, która po skończeniu medycyny zaczęła rezydenturę w szpitalu.
- Musisz się streszczać, bo nie mam czasu - odebrała po trzech sygnałach. - Halo, Aniela!
- Potrzebuję wizyty u ginekologa, ale nie mogę wejść od tak do szpitala, bo zlecą się media...
- Jesteś w ciąży?! - Nawet przez telefon słyszałam jej zdziwienie. - Znaczy, no to już najwyższa pora! Spotkajmy się przy tylnym wejściu.
Poinformowałam Ingę o tym, co ustaliłam z Adeliną i ruszyłyśmy w stronę tylnego wejścia. Szłyśmy w ciszy, która z każdą sekundą coraz bardziej mi przeszkadzała.
- Dlaczego idziesz z tyłu? - zapytałam dziewczynę, która wyraźnie się ociągała.
- Wolałabym żeby Adelina mnie nie widziała - poinformowała.
- Dlaczego? - zapytałam, ale po chwili wpadłam na powód. - Umawiasz się z Iwo?
- Nie wiem, czy można to tak nazwać...
- Adelina to jego siostra, więc czemu chcesz się przed nią ukrywać? - zapytałam, nie rozumiejąc jej myślenia.
- Wydaje mi się, że ona mnie nie lubi...
- Tylko Ci się wydaje - odpowiedziała jej Adelina poważnym głosem. Już czekała na nas pod wejściem i usłyszała fragment rozmowy. - Ale zostawmy sprawy rodzinne na inny czas...Teraz pora zająć się tą dwójką - powiedziała i wskazała brodą na mój brzuch.
I miała rację. Ginekolog także stwierdził, że była nas dwójka. Nosiłam pod sercem dziecko Ksawiera. Czy byłam z tego powodu szczęśliwa? Jasne, ponieważ zostanę mamą, a dziecko jest tylko dowodem miłości jaką dzielę z Ksawierem. Martwiło mnie tylko jedno, jak ja wytłumaczę to rodzicom? W moim świecie minęło tylko trzy miesiące, a tutaj pięć lat. To było niemożliwe do przejścia.
Po powrocie ze szpitala zaszyłam się w apartamencie i cierpliwie czekałam na powrót męża, który powinien dzisiaj wrócić z Makumonii. Zgadza się, Makumonia została wcielona i teraz tworzyła jedność z naszym państwem, ale Ksawier często wybierał się w podróże, żeby mieć na oku całe państwo. Czasami wybierałam się z nim, ale tym razem sobie odpuściłam.
Stałam i wpatrywałam się w zdjęcia z mojej koronacji i naszego ślubu, które ozdabiały jadą ze ścian. Wydawało mi się, że to było tak niedawno, a minęło już pięć lat. 
- Wróciłem! - oznajmił Ksawier i od razu złapał mnie w objęcia. - Jak dobrze Cię widzieć! Strasznie tęskniłem.
- Muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęłam. - Ogólnie to już niedługo będzie nas trójka.
- Zaprosiłaś kogoś? - zdziwił się. 
- Nie głupku! Zostaniemy rodzicami - uściśliłam. 
- Mówisz serio? - zapytał i odsunął się do tyłu. Otaksował mnie wzrokiem z góry na dół. - Wcale nie przytyłaś!
- Serio, serio! - potwierdziłam. - To już końcówka trzeciego miesiąca.
- Czyli, czyli...Czyli za sześć miesięcy zostanę tatą! - Otworzył szeroko oczy, w których zapłonęła radość. - Zostanę tatą! Aniela, zostanę tatą! - powtórzył jeszcze kilka razy, po czym wziął mnie na ręce i okręcił z radości. 
- Wiem Ksawier, wiem - próbowałam uspokoić jego radość. - Uspokój się na chwilę, bo mamy ogromny problem.
- Coś nie tak z dzieckiem? - zapytał zaniepokojony.
- Z dzieckiem wszystko w porządku, ale z jego ojcem będzie tragicznie, jak moja mama się o wszystkim dowie - powiedziałam i radość zniknęła z jego oczu. - Musimy iść i powiedzieć o wszystkim moim rodzicom. 
- Tak, tak powinniśmy zrobić. - Pokiwał mechanicznie głową. - Miejmy nadzieję, że zastaniemy babcię Zosię. Ile to już minęło? 
Był tak zestresowany, że wypowiadane przez niego słowa nie miały żadnego sensu. A co dopiero miałam zrobić ja?
- Pięć lat, czyli jakieś trzy miesiące u mnie - odpowiedziałam po szybkim przeliczeniu. 
- Daj mi pięć minut i możemy się przenieść do twojego świata - oznajmił i odszedł na chwilę, wyciągając telefon.
Ja za to podeszłam do półki z książkami i sięgnęłam po tą, która była w stanie przenieść nas do mojego świata. Ksawier już po chwili trzymał mnie za rękę i przenieśliśmy się prosto do domu staruchy. 
Po przeanalizowaniu wszystkiego postanowiliśmy wsadzić mi poduszkę pod bluzkę, żeby choć trochę powiększyć mój brzuch. Planowałam powiedzieć, że byłam już w ciąży podczas naszej pierwszej wizyty w domu, czyli powinnam wyglądać na jakiś siódmy miesiąc. Potem zawsze można powiedzieć, że urodził się wcześniak. Wolałam nie informować rodziców o dwóch światach, bo to nie było na moje nerwy. 
Już po chwili pukaliśmy w drewniane drzwi, które otworzyła babcia Zosia.
- Anielka! Ksawier! Niech no was uściskam! - Rzuciła się na nas.
- Gdzie rodzice? - zapytałam zdziwiona, że to ona otwiera nam drzwi. 
- Pojechali na zakupy. Zaraz powinni wrócić - odpowiedziała i spojrzała na mnie podejrzanym wzrokiem. - Wejdźcie do środka. Kobieta w ciąży nie powinna marznąć.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- A więc miałam dobre przeczucie? - zaśmiała się radośnie. - Bóg mi to podpowiedział.
Przewróciłam oczami i weszłam do środka. Znowu zaczynała się jazda z religią.
Ksawier cały czas milczał, ale po chwili się odezwał, a w jego głosie było słychać ogromną desperację:
- Potrzebujemy babci pomocy.
- W czym kochani? Tylko powiedzcie, a zrobię wszystko żeby wam pomóc.



- Ksawier! Ksaaaawier! Zabiję Cię! Spróbuj mnie jeszcze kiedyś dotknąć to Cię rozszarpię! Słyszysz?!
- To już?! - zapytał głupio, chociaż słyszał pełen bólu, głos swojej żony. - Nic się nie martw! Będę na czas! - Rozłączył się zanim usłyszał więcej przekleństw od Anieli. Podniósł się z krzesła. - Musze panów przeprosić. Odłóżmy tą rozmowę na inny termin.
- Dlaczego?! - oburzył się jeden z ministrów.
- Żona mi rodzi - odpowiedział i dosłownie wybiegł z sali narad. 
Obecnie przebywał w Makumonii na jednej z konferencji, której tematu nawet nie pamiętał. Tak zestresował się porodem Anieli i tym, że znajdował się od niej jakieś dwie godziny drogi. Nawet nie wiedział już jak się nazywał. 
Wsiadł do auta i ruszył z piskiem. Tak szybko nie jechał chyba nigdy w życiu. Łamał wszystkie możliwe przepisy, ale miał to daleko w dupie, ponieważ śpieszył się do żony i córki, która zaraz miała przyjść na świat. 
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie patrol policji, który kazał mu zjechać na pobocze.
- Poproszę wysiąść i zapraszam do radiowozu. Niech pan weźmie ze sobą dokumenty - powiedział policjant, który zaglądał przez rozsunięte okno.
- Panie policjancie, zrobiłbym to, gdyby nie śpieszyło mi się...Bo widzi pan, żona mi rodzi - tłumaczył Ksawier i przeklinał pod nosem, mijające minuty.
- Ten tekst słyszę codziennie i jak pan myśli, jak często on działa? - policjant zakpił z Ksawiera.
- A jak często chce pan wsadzić mandat królowi? - odparł Ksawier i ściągnął okulary przeciwsłoneczne. 
Policjant momentalnie się wyprostował, przeprosił i puścił Ksawiera wolno. Król zdziwił się, że poszło tak łatwo, ponieważ w dalszym ciągu znajdował się na terytorium Makumonii, gdzie jeszcze nie wszyscy go akceptowali.
Dalsza droga przebiegła bez żadnych przerw i opóźnień. Ksawier zatrzymał auto przed szpitalem i pędem wbiegł do szpitala. Podbiegł do windy, ale stwierdził, że nie może tak długo czekać. Wybrał się więc schodami i z językiem na brodzie pokonał dziewięć pięter. Dosłownie wczołgał się na oddział ginekologiczny.
- No w końcu! - Victor podszedł do Ksawiera i pomógł mu usiąść na krzesłach w poczekalni. - Za chwilę będzie po wszystkim.
Ksawier rozglądnął się dookoła i zastał wszystkich. Adelina, Victor, Iwo i Inga. Wszyscy siedzieli i czekali na narodziny jego dziecka. 
Nagle ich uszom dobiegł okropny krzyk. Ksawiera sparaliżowało, kiedy rozpoznał głos swojej żony.
- Spokojnie, teraz i tak jest już lepiej - zapewniła go Adelina. - Wcześniej było gorzej.
Zamknął oczy i zaczął się modlić o siłę dla swojej żony, która przeżywała teraz najgorsze katusze. Aniela była silna, ale poród to nie była przeszkoda, którą można było pokonać od tak.
- Może powinienem do niej wejść? - zaproponował. 
- Odradzałbym Ci to - zaśmiał się Iwo. - Mógłbyś nie wyjść stamtąd żywy.
- Stary tyle przekleństw, które wypowiedziała Aniela pod twoim adresem, to nie usłyszysz już nigdy w życiu - powiedział rozbawiony Victor. - No chyba, że zdecydujecie się na drugie dziecko, ale wątpię czy Aniela da Ci się jeszcze dotknąć...
Czekanie na wieści wraz z akompaniamentem krzyków Anieli było najgorszą rzeczą. Ksawier jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradny. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Raz siedział i zatykał oczy i uszy, potem wstawał i robił rundki wokół korytarza, gdzie przyglądało mu się mnóstwo ludzi. 
- Wchodzę tam! - oznajmił. - Dłużej tego nie wytrzymam! 
- Daj jej jeszcze chwilę - przekonywała go Adelina. - Aniela, da sobie radę!
- Jak ona ma dać radę?! Krzyczy tak głośno, że słyszy ją cały szpital - westchnął zmartwiony. 
Usiadł z powrotem na krześle i zaczął kołysać się w przód i w tył. Zastanawiał się czy Aniela cierpiała bardziej podczas pobytu w więzieniu, czy podczas porodu? Boże on czasami był dla niej okropny i niemiły, a początek ich znajomości był straszny. A Aniela rodziła teraz jego córkę i cierpiała tak strasznie, że nie mógł już tego słyszeć.
Po chwili krzyki ucichły i wszyscy usłyszeli cichutki płacz dziecka. Ksawier poderwał się z krzesła i stanął przed drzwiami, z których wyszła lekarka.
- Wasza Wysokość, masz bardzo dzielną żonę. - Uśmiechnęła się. - Macie piękną i zdrową córką.
- Kiedy będę mógł je zobaczyć? - To było jedyne, co chciał teraz wiedzieć.
- Proszę poczekać chwilę - powiedziała tylko tyle i znowu zniknęła.
Ksawier westchnął i z powrotem opadł na krzesło. Było już po wszystkim, po wszystkim...
- Gratulacje stary! Własnie zostałeś ojcem - zawołał do niego Victor, a potem w jego ślady poszła reszta. 
- Dziękuje wam, że byliście tu ze mną - wyznał szczerze. Był pewien, że gdyby nie przyjaciele to chyba by tu zemdlał. - Sam nie dałbym rady. 
- Nie ma sprawy. - Adelina poklepała go po plecach. - To wy tu czekajcie, a ja muszę wracać, bo praca na mnie nie poczeka.
Victor poszedł za dziewczyną, a Iwo zniknął gdzieś na chwilę z Ingą. I tak oto Ksawier został sam ze swoimi myślami. Nawet nie wiedział kiedy i po jakim czasie pojawiła się pielęgniarka i powiedziała, że może już zobaczyć swoje dziewczyny. 
Wstał więc z krzesła i na drżących nogach poszedł za pielęgniarką, która zaprowadziła go do sali VIP. Wszedł na paluszkach, ponieważ poinformowano go, że Aniela śpi. Podszedł więc do łóżeczka, w którym spała jego córka. Popatrzył na maleństwo, które dopiero co przyszło na świat. To było niesamowite, ale mała dziewczynka już skradła jego serce. 
Nachylił się nad żoną i pocałował ją czule w głowę. 
- Dziękuję - szepnął i okrył ją szczelnie kołdrą.
- Julka - wyszeptała Aniela, która uchyliła oczy. Wyglądała na wycieńczoną. - Nazwijmy ją Julka. 
Uśmiechnął się i przytaknął głową. Nieważne jak dziecko będzie się nazywało, ważne że będą szczęśliwą i kochającą się rodziną. 


_________________________________________________________________

Koniec :D Napisałabym, że w końcu, ale teraz ciężko pożegnać mi się z tą stworzoną przeze mnie bandą. 
Dziękuję tym, których nie zanudziłam i zostali do końca. Wasze komentarze były dla mnie ogromną motywacją <3
A więc może do zobaczenia pod kolejnym opowiadaniem? Zapraszam --> Znając przyszłość
Prolog pojawi się jakoś na dniach, a na razie proponuję zapoznać się z zakładkami.
To do zobaczenia pod waszymi rozdziałami i jeszcze raz dziękuję za komentarze,
N

czwartek, 14 czerwca 2018

#15

Przekraczając próg mojego rodzinnego domu, czułam się jakbym wchodziła do jaskini smoka. Mieszanina niepewności i strachu działała na mnie jak narkotyk. Czułam się jak na haju i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. A co zrobić z Ksawierem, który nie mógł pogodzić się z moją mamą, zmieniającą jego imię na Ksawery. 
Nie zdążyłam jednak zamartwiać się zbyt długo, ponieważ moja mama od razu nas przywitała.
- Już jesteście - powiedziała wesoło. - Ksawery, miło Cię znowu widzieć.
Popatrzyłam wymownym wzrokiem na Ksawiera, dając mu znak, że jeżeli znowu będzie próbował się z nią kłócić, to wszystko zepsuje. Zanim tutaj przyszliśmy, to tłumaczyłam mu chyba milion razy, żeby po prostu potraktował tą zmianę imienia, jakby nic wielkiego się nie stało.
Teraz już wiedziałam, jak musiał czuć się Iwo, kiedy zmieniałam mu imię na Iwan. Zakodowałam sobie w pamięci, że po powrocie będę musiała go szczerze przeprosić.
- Dziękuję za zaproszenie - odpowiedział i podarował jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
- Widzę, że dzisiaj znalazłeś ciuchy - napomknęła o wczorajszej sytuacji, kiedy zastała go w moim mieszkaniu bez ubrań.
- Tak, Aniela zabrała mnie na zakupy zanim tu przyjechaliśmy - powiedział zbyt szczerze.
Wypuściłam głośno powietrze przez nos. Czy on nie mógłby choć raz czegoś przemilczeć? Owszem, kupiłam mu ubrania, ale tylko dlatego, że przybył do tego świata bez przygotowania i nie miał ze sobą żadnych ubrań. Nie mogłam przecież pozwolić żeby wyglądał, jak bezdomny podczas obiadu z moimi rodzicami.
- Aniela, czy Ksawery jest Twoim utrzymankiem? - oburzyła się kobieta.
- Nie proszę Pani, nie jestem - zaprzeczył grzecznie Ksawier, chociaż to nie jego pytała.
- W takim razie, dlaczego kupiła Ci ubrania? Samemu nie było Cię na nie stać? - drążyła temat.
- Renata, daj im spokój - powiedział mój tata, który pojawił się przed nami z ogromnym uśmiechem na twarzy. - Pozwól im najpierw zjeść, a potem przeprowadzisz śledztwo. - Mama westchnęła głośno i wróciła do kuchni, a tata wyciągnął rękę w stronę Ksawiera. - Tadeusz, miło mi Cię poznać.
- Ksawier, mi również miło pana poznać.
Podali sobie dłonie i chwilę się za nie trzymali. Chyba właśnie trwała walka, bo to był mój tata, który właśnie poznał chłopaka swojej jedynej córki. Co więc innego mógł zrobić oprócz zmiażdżenia Ksawierowi ręki?
Zajęliśmy miejsca przy stole, na którym rozłożona była zastawa. W telewizji lecieli akurat Krzyżacy, więc wszystko było tak jak zwykle. Mama po chwili pojawiła się z wazą pełną gorącego i pysznie pachnącego rosołu. Wszyscy nalali sobie zupę i zaczęliśmy jeść.
- Babcia nie będzie jadła? - zapytałam, kiedy  przypomniało mi się, że brakuje jeszcze jednej osoby. Babci Zosi, która mieszkała z rodzicami.
- Poszła do kościoła - wymamrotał tata, między przerwą na nabranie rosołu na łyżkę.
- Nie martw się Ksawery, zdążysz ją poznać - zaczepiła chłopaka mama. Chłopak skinął lekko głową i wrócił do zajadania się zupą. - Dlaczego dzisiaj nie reagujesz, kiedy mówię do Ciebie Ksawery?
- Bo to było niegrzeczne z mojej strony i chciałbym za to przeprosić - oznajmił z ogromną skruchą w głosie.
- Czyli nie będzie Ci przeszkadzało, jak będę mówić do Ciebie Ksawery? - dopytała kobieta. 
Bardzo wyraźnie chciała go sprowokować.
- Proszę mówić, jak pani wygodnie - przytaknął.
- Dobrze, Ksawery - dokładnie zaakcentowała jego nowe imię, które sobie wymyśliła.
- Renata - mruknął ojciec. - Czy ty zawsze musisz szukać problemów? Dlaczego nie mówisz mu po imieniu. Skoro nazywa się Ksawier, to jest Ksawierem, a nie Ksawerym.
- Ksawier brzmi nie po polsku, więc będzie Ksawerym - odparła. - Czas na drugie danie! - Wstała od stołu i zniknęła w kuchni.
- To ja odniosę talerze - odchrząknęłam, pozbierałam puste talerze z których zniknął rosół i zaniosłam je do kuchni. - Mamo, czy mogłabyś być dla niego miła? - zapytałam.
- Lepiej umyj gary - przerwała mi, nie chcąc słuchać, co mam do powiedzenia.
Typowa mama. Tylko ona wie najlepiej.
- Zaraz - mruknęłam niezadowolona. Nienawidziłam myć naczyń. - Najpierw daj mi coś powiedzieć - próbowałam jej coś powiedzieć.
- Nie zaraz, tylko już! - rozkazała, zanim skończyłam mówić.
Zacisnęłam zęby i obróciłam się w stronę zlewu. Odkręciłam kran i zaczęłam zmywać talerze. Całe szczęście tylko te, po zupie.
I jak ja miałam przegadać tą kobietę? Przecież przebić się do jej głowy graniczyło z cudem. Ksawier będzie miał przesrane. A ja? Jak dowie się o zaręczynach, to....Pokręciłam głową nawet nie chcąc o tym myśleć.
- Renata! - zawołał tata z salonu, gdzie został z Ksawierem. - Kiedy będzie drugie danie?!
- Jak się ziemniaki ugotują! - odburknęła i wróciła do układania mięsa na ogromnym talerzu.
Co jak co, ale obiad był znacznie bardziej wystawniejszy niż zwykle. Było chyba trzy razy więcej mięsa, które nie wiem kto potem zje. Przecież tego zostanie im na dwa tygodnie.
- Mamo - zaczęłam, kiedy odłożyłam ostatni talerz. - Proszę, bądź milsza dla Ksawiera - spróbowałam kolejny raz na nią wpłynąć.
- A Ty co jesteś jego adwokatem?! - odłożyła łyżkę, którą nakładała ziemniaki z wielkim hukiem.
- Nie, ale Ty go zniszczysz - odpowiedziałam bez namysłu. - Po samym twoim wyrazie twarzy widać, że już go skreśliłaś.
- Facet musi być facetem i umieć sam się obronić. - Popatrzyła na mnie, dając do zrozumienia, że temat zamknięty. Przewróciłam oczami. Jak Ksawier miał się z nią mierzyć skoro musiał być dla niej miły. - Kiedyś wspomnisz moje słowa.
Pokręciłam głową i zabrałam talerz z gotowym mięsem. Położyłam na stole i usiadłam obok Ksawiera, który zdążył wdać się w rozmowę z moim tatą. Po chwili mama doniosła resztę rzeczy i wróciliśmy do jedzenia. 
Najadłam się jak świnia i cieszyłam się, że ubrałam luźną sukienkę, ponieważ nie było widać, jak rozdęło mi brzuch. Ksawier tak samo się zajadał, a mama ciągle mu dokładała, mimo tego, że nie chciał. Miałam wrażenie, że chłopak zaraz pęknie, ale jadł dalej, chcąc przypodobać się mojej mamie.
- Aniela, co Ty masz na palcu? - zapytał po chwili tata, który skończył jeść.
Spoglądnęłam na pierścionek, który postanowiłam ubrać i tak musiałam dzisiaj wyjawić całą prawdę tylko nie spodziewałam się, że będzie to tak szybko. Chciałam zrobić to przed samym wyjściem. Zacisnęłam rękę w pięść mając nadzieję, że ukryję pierścionek, ale nie powstrzymało to jastrzębiego wzroku mojej mamy. 
- Jaki ładny pierścionek - oznajmiła i brzmiała szczerze, ale po chwili uśmiech znikł z jej twarzy, bo dotarło do niej dlaczego mam ten pierścionek. - Czy to pierścionek zaręczynowy!? 
Spoglądnęłam w stronę Ksawiera z pomocą wypisaną na twarzy. Chłopak zajęty był jednak zjadaniem ostatniego ziemniaka, który został mu na talerzu. 
- Zaręczyłaś się? - zapytał tata, który nie był wcale zdenerwowany.
- Tak - wyjąknęłam. 
- Oświadczyłeś się mojej córce? - zapytał tym razem Ksawiera.
- Tak - przytaknął wesoło Ksawier, uśmiechając się przy tym wesoło. 
- No to gratulacje! - Ojciec wstał od stołu uradowany. - Powinniśmy to opić! Ksawier, chodź ze mną. Mam taką, jedną whiskey, poczekaj aż jej spróbujesz.
Ksawier odsunął krzesło i chciał iść za moim tatą. Nie wiedziałam, czy to najlepszy pomysł, żeby oboje pili. A konkretnie, żeby Ksawier pił, ale głupio było odmówić swojemu przyszłemu teściowi.
- Siadać!!! - wrzasnęła mama i uderzyła dłońmi o stół. - Wszyscy siadać i się nie ruszać! Nikt stąd nie wyjdzie dopóki to wszystko nie zostanie wyjaśnione. 
Ksawier i tata w jednej chwili wrócili do stołu. Mój narzeczony patrzył na mnie przestraszonym wzrokiem. Czyżby nigdy nie słyszał takiego krzyku? Złapałam go za rękę pod stołem i ścisnęłam lekko, dodając otuchy. Teraz się dopiero zacznie. Podniosłam wzrok na tatę, który uśmiechał się nieśmiało i puścił mi oczko, ale dobrze wiedziałam, że i on boi się swojej własnej żony. W tym domu to ona miała władzę. 
- Renata, po co ten krzyk - próbował uspokoić mamę ojciec. - Przecież to dobra wiadomość. 
- Tadeusz!!! - oburzyła się. - Ona ma ledwie dwadzieścia! I już oświadczyny?!
W zasadzie to miałam dwadzieścia dwa lata...No, ale diabeł tkwi w szczegółach.
- Przecież nie muszą od razu brać ślubu - tłumaczył jej tata. Ksawier spoglądnął na mnie, ale dałam mu znak żeby był cicho. - Mogą być narzeczeństwem przez kilka dobrych lat.
- Tadeusz!!! Czy ty siebie słyszysz?!
Chciałam się wtrącić. Tata nie mógł przecież brać całej winy na siebie. I tak wystarczająco znosił, kiedy mnie nie było w domu. Bóg jednak czuwał, ponieważ zesłał mi najlepszą osobę, która mogła pomóc w tej sytuacji.
- Renata!!! Nie drzyj się tak! - Usłyszeliśmy babcię, która przyszła i udało jej się przekrzyczeć mamę. - Słychać Cię trzy domy dalej! Anielka! - Uśmiechnęła się na mój widok. - O przyprowadziłaś jakiegoś chłopca!
- Babciu! - Wstałam i przytuliłam kobietę. - Jak dobrze, że wróciłaś - szepnęłam jej na oko i spojrzałam, prosząc o pomoc.
- Spokojnie - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko. - Więc jak masz na imię chłopcze? - zapytała i usiadła na moim miejscu koło Ksawiera.
- Ksawery - wtrąciła się mama.
- Ksawier - poprawił ją chłopak, który zapomniał o zasadzie nie poprawiania mojej mamy. 
- Na imię ma Ksawery!!! - wrzasnęła mama, która była już cała czerwona.
- Ale dlaczego się tak wściekasz? Aniela przyprowadziła gościa, a Ty odstawiasz taki cyrk - upomniała ją babcia. - Przecież Ksawier pomyśli, że to jakiś dom wariatów! - Zgromiła mamę wzrokiem. - No więc Ksawier może opowiesz mi, o co tutaj chodzi?
- Chodzi o to - wtrąciłam się, chcąc wyjaśnić wszystko. 
- Kochanie, ja nie pytam Ciebie, tylko Ksawiera - przerwała mi babcia. - No więc, o co chodzi? - zwróciła się do chłopaka i uśmiechnęła dodając mu śmiałości.
- Oświadczyłem się Anieli, ale chyba to było za szybko...- Spuścił głowę.
Babcia zaśmiała się serdecznie i klasnęła w ręce. 
- Toż to wspaniała wiadomość! Niech no Cię przytulę! - Przytuliła mojego narzeczonego, a potem wycałowała w oba policzki. - Renata, przynieś placka! Tadeusz, dlaczego jeszcze nie postawiłeś flaszki?! Przecież trzeba świętować, takie ważne wydarzenie.
- Ważne wydarzenie?! - krzyknęła mama. I znowu się zacznie. - To są gówniarze, którzy nic nie wiedzą o życiu!
- Najważniejsze, żeby ślub był kościelny - oznajmiła babcia i popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem. Religia jak zawsze zajmowała ważne miejsce. - Bo będzie kościelny, prawda? 
Pokiwałam głową, chociaż takie rzeczy jeszcze nie zostały ustalone. W zasadzie to nic, nie zostało ustalone. Ksawier przecież nadal miał żonę. 
- Nie, najważniejsze jest to, żebyś był w stanie utrzymać rodzinę, którą stworzycie z Anielą - odezwał się tata, który wrócił z butelką wódki. 
Jednak whiskey, które przed chwilą zachwalał zeszło na boczny plan. 
- Proszę się o to nie martwić - przytaknął Ksawier. W sumie jako król, posiadał ogromny majątek i był cholernym bogaczem, więc pieniądze nie stanowiły dla niego problemu. - Jestem w stanie zająć się Anielą.
- Jesteś w stanie się nią zająć?! A czy przypadkiem to nie ona kupiła Ci tą koszulę?! - zarzuciła mu mama.
Przewróciłam oczami. Wiedziałam, że wróci do tematu utrzymanka. Nie mogłam na to pozwolić.
- Prezent! To był prezent! Chyba mogłam mu go podarować?! - powiedziałam z wyrzutem, pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Czyli masz pracę? - dopytał ojciec.
- Tak - przytaknął Ksawier. - Bardzo dobrze płatną. W dodatku moja rodzina nie należy do najbiedniejszych. 
- Są bogaci - wytłumaczyłam, ale nie wnikałam w szczegóły.
Mama skinęła lekko głową. Myślę, że to ją jakoś uspokoiło, ale tylko trochę.
- Dalej nie mogę tego zaakceptować - oznajmiła groźnie mama. - Jesteście za młodzi, żeby wiedzieć co to znaczy być małżeństwem. 
- Akuratnie mam w tym doświadczenie - zaczął Ksawier, ale szybko kopnęłam go pod stołem.
No to już przechodziło ludzkie pojęcie. Jak on mógł nie pomyśleć, co mówi? I jak mógł być tak mało ogarnięty? Jeżeli Ksawier powie, że był, a w zasadzie to nadal jest żonaty, to wszystko będzie skończone.
- Byłeś żonaty?! - Mama już po kojarzyła fakty. - Aniela, wzięłaś się za rozwodnika?!
- Nie - jęknęłam i zakryłam twarz rękami. 
Jesteśmy skończeni.
- Renata! Czy Ty na pewno jesteś zdrowa na umyśle? - Skrzywiła się babcia i popatrzyła na mamę groźnym wzrokiem. - Przecież on wygląda ledwo na dwadzieścia ileś lat! Jak mógłby być bogaty? - Szturchnęłam Ksawiera i dałam znać żeby milczał. - Idź lepiej przynieś placka!



Pod koniec drugiego dnia pobytu w świecie Anieli wreszcie można było odpocząć. Przynajmniej tak wydawało się Ksawierowi. Niestety jego nadzieja szybko zniknęła, ponieważ Aniela sama kazała mu wracać. Wyjaśniła mu, że jeden dzień tutaj równał się miesiąc u niego. Czyli minęło już prawie dwa miesiące. Wiadomo, królestwo nie zostało z jakimś amatorem, ale Victor i tak miał firmę na głowie, więc Ksawier musiał kiedyś wrócić.
- Najważniejsze jednak, że twoja mama w końcu mnie zaakceptowała - podsumował, kiedy wsiedli do tramwaju. - Wydaje mi się, że jest to zasługa twojej babci. 
- Bez babci Zosi mogli byśmy nie wyjść z tego domu żywi - zawahała się, a Ksawier od razu to zauważył. - Tak, zdecydowanie byłoby nam ciężko.
- Może jakoś by się udało - powiedział, chociaż sam w to nie wierzył. Mama Anieli była bardzo mocną osobowością. I oficjalnie została najstraszniejszą osobą jaką poznał. - Masz naprawdę bardzo fajną rodzinę.
Aniela popatrzyła na niego z niedowierzaniem i oparła głowę o szybę. Ksawier złapał ją za rękę i rysował jakieś wzory na zewnętrznej części jej dłoni. Wsłuchiwał się w nagrany głos, który co jakiś czas informował pasażerów o przystankach. 
- Wiesz...Byłeś naprawdę dzielny - westchnęła. - No i dziękuję, że nie uznałeś mojej rodziny za wariatów.
Spoglądnął na nią zdziwiony. Nigdy nie uznał rodziny Anieli za wariatów. Oni byli po prostu głośni, ale widać było, że bardzo się kochali. 
- Dzisiaj okazało się, że spisałbym się w roli normalnego człowieka - rzucił. - Niestety, królestwo nie może tak długo na mnie czekać. 
- Jesteś pewny, że podobało Ci się takie normalne życie? - zapytała zawadiacko. 
- To była miła odmiana. No i dziękuję Ci za koszulę. - Popatrzył z radością na materiał, który naprawdę mu się podobał. Był pewny, że ta koszula zajmie honorowe miejsce w jego garderobie. - Na pewno nie wracasz dzisiaj ze mną?
Spoglądał na nią z nadzieją w oczach. Aniela ponownie jednak zaprzeczyła.
- Muszę załatwić tutaj kilka spraw, ale jutro powinnam wrócić - poinformowała chłopaka.
- Jutro? Czyli za miesiąc? - dokończył.
- Naprawdę muszę zakończyć tutaj pewne rzeczy - zaczęła tłumaczyć. - Rzucić studia, zrobić coś z mieszkaniem i zastanowić się co powiedzieć rodzicom. To nie jest takie łatwe.
- Wiem - przytaknął i uśmiechnął się lekko. On naprawdę wszystko rozumiał. - W takim razie zajmij się wszystkim na spokojnie i wróć do mnie. Będę czekał. 
- Ty masz za zadanie zająć się Lilianą, bo nie wiem jak wyobrażasz sobie ślub, skoro nadal masz żonę - odparła śmiertelnie poważnie.
- Tak jest! - Ksawier zasalutował dziewczynie.
Doskonale wiedział, że musiał wziąć rozwód z Lilianą. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie będzie robiła mu problemów, co do tego. Wszystkim zajmie się po powrocie i załatwi to do czasu powrotu Anieli. 
- Wysiadamy - oznajmiła Aniela, kiedy tramwajowy głos ogłosił ich przystanek.
- Strasznie przyzwyczaiłem się do tych tramwai - przyznał, kiedy wysiedli.
Maszyna była wygodna i szybka. Wystarczyło do niej wsiąść, a podróż stawała się przyjemniejsza. W środku były nawet gniazdka, żeby naładować telefon. Coś pięknego.
- Jechałeś nimi zaledwie dwa razy. - Przewróciła oczami. - Zachwycasz się nimi jakby były ósmym cudem świata...Ciekawe czy po powrocie też wsiądziesz do tramwaju.
- A co? Król nie może jeździć tramwajem? - zapytał zadziornie. 
- Król może robić wszystko - odpowiedziała. - Dobrze, idź już. Do zobaczenia, za jakiś czas.
Ksawier przytulił ją mocno i oparł brodę na jej głowie. Czekało ich chwilowe rozdzielenie. Przynajmniej dla niego, bo dla Anieli będzie to kwestia jednego lub kilku dni. Dla niego czas będzie płynął zdecydowanie wolniej. 
- Kocham Cię i czekam aż wrócisz.
Pocałował ją w czoło i ruszył w stronę domu, w którym znalazł się po przejściu do tego świata. Odwrócił się jeszcze i pomachał Anieli, która stała i wpatrywała się w jego sylwetkę. 
Wszedł po schodach i zapukał do drzwi, które otworzyły się po chwili. Stała w nich starsza kobieta, którą miał okazję widzieć już kilka razy. 
- No więc babciu - powiedział i skrzywił się słysząc co słowo. - Pora żebym wrócił. 
- Jaka ze mnie twoja babcia? - Starsza kobieta także skrzywiła się, słysząc te słowa. - Jedyne co dla Ciebie zrobiłam to przysłanie Anieli, jako twojej pomocniczki.
- Prawda! - przyznał jej rację. Doskonale pamiętał, jak odbierał Anielę od kobiety. - I za to mogę Pani podziękować.
- Pani brzmi zdecydowanie lepiej niż babcia - powiedziała ochrypłym głosem i zaprosiła go w końcu do środka. 
Ksawier wszedł, ale znowu nie miał czasu żeby rozglądnąć się po wnętrzu, ponieważ kobieta podała mu od razu książkę, co oznaczało, że powinien wracać. Nie było mu przykro z powodu chłodnych relacji jakie ze sobą mieli. W końcu się nie znali i nie mieli ze sobą wspólnych wspomnień, więc musieli pozostać dla siebie neutralni.
- Do zobaczenia? - zapytał niepewnie, zanim otworzył książkę.
- Do zobaczenia. - Pokiwała głową. - Jeszcze nieraz się spotkamy - zapewniła i Ksawier dałby sobie rękę uciąć, że zobaczył, jak drga jej kącik ust.
Czyżby chciała się do niego uśmiechnąć? 
Co będzie następne? Wspólny obiad?
Pokręcił głową, pozbywając się tych niedorzecznych myśli i otworzył książkę. Wciągu kilku sekund wylądował w domu z którego wczesniej się przenosił. Rozglądnął się, licząc na to, że nie zastanie Jadwigi. Nie chciał odbywać z nią kolejnej rozmowy, ponieważ znowu chciałaby go przekonać, że jest jego matką. Ok, był w stanie uwierzyć, że go urodziła, ale jego matką nie była. 
Zastanawiał się, czy zostawić książkę, ale przeszło mu przez myśl, że jeśli będzie miał ją w pałacu, to Aniela wróci właśnie tam. Zabrał książkę ze sobą i wsiadł do auta, które zostawił przed domem. 
Już po chwili wysiadał z niego przed pałacem, gdzie czekała gromada dziennikarzy, która od razu go dopadła.
- Wasza Wysokość, czy ze zdrowiem już wszystko w porządku?
- Czy nasz król jest poważnie chory? O co chodzi z tą długą nieobecnością?
- W jakim sanatorium Wasza Wysokość się znajdował?
- Czy plotka o abdykacji jest prawdziwa? 
W pierwszej chwili chciał uciec i nie udzielać wywiadu, ale po chwili się zatrzymał. Lepiej było wszystko wyjaśnić.
- Plotka o abdykacji jest kłamstwem - poinformował. - Wyznaczyłem zastępcę, ponieważ musiałem odpocząć. Jak wiecie ostatnio sporo rzeczy się działo, a zdrowia nie można zaniedbywać. - Wziął głęboki oddech i zamknął oczy pod wpływem fleszy, które go oślepiły. - Więcej informacji udzielę podczas konferencji prasowej, którą zwołam jeszcze w tym tygodniu. Dziękuję!
Odwrócił się na pięcie i szybkimi krokami wszedł do pałacu. Co tutaj się działo? Od razu wszedł do biura doradcy królewskiego, które powinien zajmować Victor.
- Wróciłem! - oznajmił, otwierając drzwi.
- W końcu! - jęknął Victor i wstał z krzesła. - Naprawdę za Tobą tęskniłem - Przytulił Ksawiera, który stał sparaliżowany.
- O nieee - krzyknął Iwo, który właśnie wszedł do pomieszczenia. - Ten widok wypala mi oczy, weźcie przestańcie!
- Własnie! Co Ci odbiło? - Ksawier odsunął się od Victora.
- Ja po prostu nie jestem stworzony do królowania - skwitował Victor. - Już nie mogłem wytrzymać i odliczałem dni do Twojego powrotu. 
- Jest aż tak źle? - zapytał Ksawier, który przeraził się, ponieważ pomyślał, że państwo źle funkcjonowało. 
- Nic z tych rzeczy! - Iwo poklepał go po plecach. - Jak dowiesz się, co mi zawdzięczasz, to postawisz mi pomnik!
- Opowiadajcie! A nie, trzymacie mnie w takim napięciu - powiedział pośpiesznie. 
- Ogólnie to oficjalnie zostałeś rozwodnikiem - zaczął Victor. - Załatwiliśmy też pokój z Makumonią.
- Kto załatwił ten pokój, to załatwił - mruknął Iwo i spojrzał krzywo na Victora, który odebrał dzwoniący telefon. - Ogólnie to Liliana podpisała papiery rozwodowe. Wybrałem się do  Makumonii, żeby to potwierdzić i okazało się to prawdą. Przy okazji zdobyłem podpis pod traktatem pokojowym.
- Ale zdobyłeś ten podpis w normalny, legalny sposób, prawda? - zapytał Ksawier z wahaniem w głosie.
- Oczywiście, że normalnie! A myślałeś, że jak?! - warknął oburzony Iwo.
Ksawier uśmiechnął się kwaśno. Wolał nie wypowiadać na głos, że myślał iż Iwo w jakiś sposób zmusił do tego Lilianę. To wszystko było takie nierealne. Rozwód i traktat pokojowy, tak łatwo?
- Dziękuję - zwrócił się do szefa ochroniarzy, który stał naburmuszony. - Co się jeszcze działo?
- To jeszcze nie koniec moich osiągnięć podczas pobytu w Makumonii - wtrącił Iwo. - Załatwiłem Ci jeszcze bonus w postaci traktatu o przeżyciu. Jak Lilianie coś się stanie to automatycznie zostaniesz królem Makumonii.
Ksawier otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Zostanie królem Makumonii? 
- W zasadzie to już został - powiedział pochmurnym głosem Victor. - Liliana popełniła samobójstwo.



Stawiając pierwsze kroki po powrocie do świata Ksawiera, nie mogłam znaleźć nikogo znajomego. Wróciłam prosto do pałacu, ponieważ to właśnie tutaj znajdowała się książka. Rozglądałam sie niepewnie, przemierzając korytarze. Gdzie się podziali wszyscy?
Wyciągnęłam więc telefon i po prostu zadzwoniłam do Ksawiera, ale nie odbierał. Następne połączenie padło na Adelinę, z którą i tak musiałam przecież porozmawiać i wyjaśnić sobie ten lekki zgrzyt, który powstał przez przypadek. 
- Wróciłaś? - Usłyszałam tak dobrze mi znany głos mojej przyjaciółki. - Gdzie jesteś?
- W pałacu, ale nikogo nie mogę znaleźć - odezwałam się po chwili.
- Proponuje kawę - rzuciła propozycję. - Spotkajmy się tam, gdzie kiedyś pracowałaś, to wszystko Ci wyjaśnię.
- Jasne - zgodziłam się i rozłączyłam.
Cofnęłam się do apartamentu i zabrałam pierwszy lepszy kluczyk do samochodu, co było dużym błędem, ponieważ pojawiając się na podziemnym parkingu, musiałam chodzić kilka dobrych minut między autami, żeby znaleźć to do którego miałam kluczyk. 
Wchodząc do kawiarni od razu dostrzegłam Adelinę, która machała mi z daleka. 
- Już zamówiłam dwie kawy - powiedziała, na co uśmiechnęłam się w odpowiedzi. 
Usiadłam na przeciwko dziewczyny.
- Więc? Gdzie są wszyscy? - spytałam, ponieważ byłam bardzo ciekawa.
Chciałam też wiedzieć, dlaczego nikt mnie nie witał po powrocie. Ksawier twierdził, że będzie na mnie czekał, a jest zupełnie inaczej. 
- Pojechali na pogrzeb Liliany - oznajmiła spokojnym głosem.
- Dobry żart - parsknęłam i uśmiechnęłam się głupkowato. Adelina jednak nie podzielała mojego wesołego humoru. Dlatego w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. Może to jednak prawda? - Czyli to prawda...
Skinęła głową w odpowiedzi. 
Obie milczałyśmy przez dłuższą chwilę. Liliana była najgorszą osobą jaką poznałam. Życzyłam jej tego co najgorsze, ale jak już to się stało, to czułam się dziwnie. Wiadomo, że zasłużyła na to wszystko, bo nawet gdybym zaczęła wymieniać, to nie zliczyłabym jej występków. Nie, ja jednak nie potrafiłam jej współczuć. Zasłużyła na to.
- Jak? - zapytałam i zauważyłam, że drżał mi głos.
- Popełniła samobójstwo - odpowiedziała ściszonym głosem, jakby nie chciała żeby ktoś obok nas to usłyszał.
Słowo samobójstwo rozbrzmiewało w mojej głowie. 
Czy Liliana miała aż tak straszne problemy, że popełniła samobójstwo? Boże ja nawet nie znałam jej tak dobrze, żeby wiedzieć czy miała problemy. Byłyśmy wrogami od samego początku. Może załamała się tak bardzo po stracie Ksawiera? Tak, odrzucenie przez miłość zdecydowanie było powodem, przez który można było się zabić, ale tylko dla słabych, a Liliana do takich nie należała.
Zasłoniłam usta ręką? Czy to wszystko było moją wina?
- Aniela, wszystko w porządku? - zapytała Adelina i przyglądała mi się z troską w oczach.
- Tak, wszystko gra. - Pokiwałam głową, próbując ją przekonać. - Muszę to wszystko przetrawić...A dlaczego Ty nie pojechałaś na pogrzeb?
- Ja mam studia - odparła od razu. - Poza tym ani jej nie znałam, ani jej nie lubiłam. Myślę, że nie obrazi się, że mnie zabrakło. 
- Aham - przytaknęłam i przeniosłam wzrok na kelnerkę, która szła w naszą stronę. Postawiła przed nami zamówienie, które zrobiła Adelina i odeszła. - To kto pojechał?
- Ksawier i Victor, bo jakby nie patrzeć, to znali się od dziecka - pozwoliła sobie zauważyć. To była prawda. Cała trójka znała się od bardzo dawna, więc powinni pożegnać się z Lilianą po raz ostatni. - Wzięli ze sobą Iwo i kilku ochroniarzy do pomocy.
- Potrzebna była im taka obstawa? - dopytałam. - Przecież to tylko pogrzeb.
- Liliana uczyniła Ksawiera swoim następcom, więc mogą powstać jakieś zamieszki. No wiesz pojawi się nowy król - tłumaczyła i w między czasie popijała kawę. - Aha no i Ksawier został oficjalnie rozwodnikiem.
- Chyba wdowcem - poprawiłam ją.
- Nie. Jest rozwodnikiem - powiedziała kilka tonów za głośno, ale to była Adelina, która musiała udowodnić swoją rację za wszelką cenę. - Przed śmiercią Liliana wysłała mu papiery rozwodowe. Iwo pojechał to sprawdzić, bo Victor wysłał go z traktatem pokojowym. Wrócił z Makumonii z bonusem w postaci dokumentu, który czynił prawnie z Ksawiera następcę Liliany. 
- I załatwiliście to wszystko kiedy mnie nie było? - Zdziwiłam się.
- Nazwała bym to szczęściem - wyznała Adelina. - Tak w zasadzi nikt tego nie załatwił, tylko Lilianie coś się odmieniło i pod koniec swojego życia zachowywała się prawie normalnie.
Zmrużyłam oczy i sięgnęłam po kawę, której w dalszym ciągu nie ruszyłam. Zdążyła mi już wystygnąć. Wzięłam łyka i myślałam, że się porzygam. Zapomniałam jej posłodzić. Szybko sięgnęłam po cukierniczkę, która leżała na stoliku i wsypałam trzy łyżki cukru. Zamieszałam energicznie.
- Dziwna ta jej zmiana - mruknęłam, ponieważ w nią nie wierzyłam.
Ale kto wie? Widmo śmierci mogło zmienić człowieka. Takie końcowe nawrócenie. 
Odłożyłam łyżeczkę, którą ciągle mieszałam kawę i ponownie skosztowałam łyka. No i teraz smakowało o niebo lepiej. Kawa musiała być słodka, inaczej nie nadawała się do niczego. Wyciągnęłam nogi, na których miałam jeansy z rozciętymi nogawkami na dole. Gdyby zobaczył je Victor, to zrównałby mnie z błotem, ale go tu nie było, więc mogłam być spokojna.
- Aniela, a tak szczerze - powiedziała niepewnie Adelina. - To naprawdę nie jesteś na mnie zła? 
Zaśmiałam się z tego jak biednie wyglądała teraz Adelina. Była taka nieporadna, bo myślała, że jestem na nią zła. 
- Adelina, a myślisz, że piłabym z Tobą kawę, gdybym była zła? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Czyli wyjaśniliście sobie wszystko z Ksawierem? - upewniła się. 
- Tak - przytaknęłam. - Powiedziałam mu o wszystkim, więc teraz nie będzie już problemów. A jak będą, to sobie z nimi poradzimy. Związek wymaga pracy.
- Zgadzam się - westchnęła przeciągle. - Trzeba się 'dotrzeć'.
Uniosłam brwi, słysząc to stwierdzeniem. No, no...Czyży Adelina znała przepis na udany związek? W końcu była z Victorem, więc u nich też nie mogło być nudno. Najważniejsze jednak, że wyglądała na szczęśliwą. Widać było, że miłość jej służy. Przekręciłam głowę na bok i rzuciłam okiem na jej dopasowaną czarną spódniczkę, wyższe buty i różową koszulę.
- Adelina, czy Victor Ci groził? 
- Co? - zaśmiała się słysząc te słowa. - Jak niby miałby mi grozić?
- Zmieniłaś swój styl - podsumowałam. Dawniej preferowała luźniejsze wersje, a teraz była jakaś taka oficjalna i elegancka. - Jeśli Ci grozi albo obraża twój strój, to tylko mi powiedz! Załatwię go.
- Aniela - wtrąciła się, przerywając mi mój wywód. - Miałam dzisiaj egzamin i musiałam się jakoś ubrać. Przecież nie mogłam iść na niego w jeansach. 
- To ma nawet sens - westchnęłam. - Wiesz, Victor zawsze mnie cisnął o mój ubiór, więc myślałam, że z Tobą jest podobnie...
- Właśnie ze mną jest tak, że nie traktuje mnie jak Ciebie - oznajmiła i popatrzyła na mnie z wyższością w oczach. Zdziwiłam się lekko z powodu tej nagłej wrogości, która zaczęła od niej bić. Z drugiej strony jej zachowanie było uzasadnione. W końcu byłam pierwszą miłością jej chłopaka, więc powinna mnie nienawidzić. Niestety jestem też jej przyjaciółką, więc miała ciężko. - Poza tym Aniela...Jeśli miałabym być z Tobą szczera, to jak przystało na przyszłą królową mogłabyś o siebie zadbać. 
Odchyliłam się do tyłu na krześle i popatrzyłam na nią z litością. Czy ona właśnie próbowała mnie pocisnąć? Co za szkoda, że spłynęło to po mnie jak woda pod prysznicem. Postanowiłam jej jednak to darować i nie wszczynać kłótni, chociaż zaczynało mnie to drażnić.
Usiadłam poprawnie na krześle i poprawiłam rękawy przy białej koszuli. Wcale nie uważałam, że jeansy i elegancka koszula do siebie nie pasowały To, że w przyszłości zostanę królową nie oznaczało, że musiałam chodzić ubrana w jakieś żakieciki.
- Adelina, uspokój się - zaczęłam. - Victor jest twój i wcale mnie nie interesuje. Przestań mnie więc atakować. 
- Przepraszam, nie chciałam - wytłumaczyła i spuściła głowę. - Wiesz to samo jakoś poszło...Po prostu to porównywanie mnie do ciebie zawsze będzie mi ciążyć. 
- Rozumiem, ale nie wyżywaj się na mnie. - Dopiłam ostatni łyk kawy, znajdujący się w filiżance i wstałam. Myślę, że to by było na tyle z zacieśniania przyjacielskich więzi. - Pora wracać. Jak chcesz to Cię podrzucę - zaproponowałam. 
- Masz auto? - zapytała zdziwiona.
- No tak - odparłam, po czym się uśmiechnęłam. Nieobecność Ksawiera była wielkim plusem, ponieważ mogłam zabrać auto bez żadnych protestów. - Pożyczyłam sobie jedno. A co? Myślałaś, że przyszłam z buta?
- Tak właśnie myślałam - przyznała. Zapłaciła za kawę, ponieważ ja ponownie nie miałam przy sobie pieniędzy. Musze koniecznie coś z tym zrobić, bo w tym świecie byłam odcięta od gotówki. Wyszłyśmy przed kawiarnię. - Wzięłaś takie auto?!
- O co Ci chodzi? - dopytałam, nie rozumiejąc jej zdziwienia.
- Aniela, zabrałaś czerwone Porsche! - wrzasnęła.
- Przez przypadek. - Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, do jakiego auta biorę kluczyki. Po prostu wsiadłam do tego, które się otworzyło. - To chcesz tą podwózkę?



- Gotowa? - pyta Ksawier, jakby udawał, że nie widzi, jak bardzo zestresowana jestem.
Spoglądam na zegar, wiszący na ścianie. Pokazuje osiemnastą czterdzieści osiem.
Dwanaście minut.
Cholerne dwanaście minut, które minie w mgnieniu oka.
Tyle dzieli mnie od stania się jedną z głównych postaci podczas konferencji. Podczas tego wyjątkowego zebrania, które będzie transmitowane niemalże przez każdą telewizję, Ksawier wyjaśni wszystkie niejasności, poinformuje o swoich planach na przyszłość i ogłosi nasze zaręczyny.
- Oczywiście, że nie - zaśmiałam się nieszczerze.
- Powtarzam Ci kolejny raz - wzdycha zniecierpliwiony. - Nie masz się czego bać, bo wszystko będzie dobrze.
- Ale ja się nie boję! - protestuję przeciwko jego insynuacjom. - Ja się po prostu stresuję. Wyobraź sobie,  że to moje pierwsze wystąpienie w roli głównej.
- To przestań o tym rozmyślać, bo to Cię wykończy - poradził mi, jako osoba, która miała ogromne doświadczenie w publicznych wystąpieniach. Złapał mnie za oba ramiona i spojrzał w moje oczy. - Pamiętaj, że będę tam z Tobą, a razem damy sobie radę.
Odrywam wzrok z jego twarzy i ponownie zerkam na zegar.
Siedem minut!
Biorę głęboki oddech i zamykam oczy. Moje serce zaczyna przyśpieszać. Jest źle.
Nagle czuję, jak Ksawier splata nasze palce. Ten gest sprawia, że troszeczkę się uspokajam. Przyjemne ciepło, które przepływa między naszymi dłońmi jest bardzo relaksujące i sprawia, że na moment zapominam o tym całym szaleństwie. 
- Gotowi? - pyta Iwo rzeczowo, kiedy wchodzi do pokoju, w którym czekamy przed rozpoczęciem konferencji. 
- Tak - odpowiada Ksawier i rusza w stronę wyjścia, gdzie nadal stoi Iwo.
- Nie - przeczę jego wcześniejszym słowom. 
Zapieram się lekko nogami, które współpracują ze mną i moją niechęcią do pojawienia się w mediach. 
- Czyżby kogoś zżerał stresik? - Iwo wyraźnie podkreśla ostatnie słowo. Kiwam głową i patrzę w jego kierunku, szukając pomocy. - Będzie z Tobą Ksawier, który jak nikt inny ma ogromne doświadczenia w takich wystąpieniach - próbuje mnie uspokoić. - Poza tym pozycja królowej już na Ciebie czeka, więc musisz przyzwyczaić się do towarzystwa mediów.
Uśmiecham się do niego serdecznie. Wiem, że chciał mi tym pomóc, ale jego słowa nie sprawią, że nagle zmienię swoje nastawienie. Stres to stres i nie znika ot tak. 
- Aniela - zaczyna Ksawier. - Jeśli nie chcesz brać w tym udziału, to możesz zostać, chociaż nie będę ukrywał, że wolałbym żebyś mi towarzyszyła. 
- Aniela - kontynuuje Iwo. - Chyba nie odmówisz temu gościowi. Przecież on wyciąga i daje Ci swoje serce na tacy!
- Temu gościowi? - powtarza za nim Ksawier i unosi jedną brew. - A gdzie się podział szacunek? - Śmieje się pod nosem.
- Na szacunek nie ma czasu - odpowiada Iwo.
Tym samym przypomina mi o czasie, który nie jest po mojej stronie.
Dwie minuty! Tak szybko?!
- To jak będzie? - Ksawier spogląda na mnie, czekając na odpowiedź. 
Zamykam oczy, żeby po raz ostatni spróbować się uspokoić. Wiadomo, że z nim pójdę, bo kiedyś muszę przełamać ten strach. Pierwszy raz minie, a potem będzie z górki. Następne konferencje będą dla mnie łatwizną. Przynajmniej tak próbowałam się pocieszać.
- Chodźmy - Wskazałam ruchem głowy na drzwi i sama pociągnęłam Ksawiera.
Chłopak ścisnął lekko moją rękę, co chyba miało oznaczać, że cieszy go moja decyzja. 
Iwo wprowadza nas do sali, w której czeka na nas kilkudziesięciu dziennikarzy wraz z kamerami i aparatami. Chciałam ich wszystkich policzyć, ale nie byłam w stanie. 
Ksawier prowadzi mnie za rękę, co nie unika uwadze mediów. Oboje wchodzimy na wcześniej przygotowane podwyższenie i zajmujemy dwa krzesła, stojące za stołem.
- Spokojnie - szepcze do mnie Ksawier i puszcza moją dłoń, po czym kieruje w swoją stronę mikrofon. - Witam wszystkich serdecznie. Tak jak obiecałem, zwołałem konferencje, na której chciałbym przekazać i wyjaśnić parę spraw, a później odpowiem na wszelkie pytania. - Robi chwilową przerwę. Nie wiem czy dla efektu, czy żeby wziąć oddech. - Jak wiecie oddałem na jakiś czas władzę mojemu byłemu doradcy. Jest on także moim przyjacielem, dlatego nie miałem żadnych wątpliwości, że był odpowiednią osobą by sprawować władzę w czasie mojej nieobecności. - Staram się nie pokazywać na twarzy zdziwienia, jakie wywołuje we mnie stwierdzenie przez Ksawiera, że Victor jest jego przyjacielem. Od kiedy stali się sobie tacy bliscy? - Podczas mojej chwilowej niedyspozycji udało mi się rozwieźć z byłą żoną. Okazało się także, że wyznaczyła mnie ona na swojego następce, więc wraz z jej niedawną śmiercią, zostałem oficjalnym władcą Makumoni. Uprzedzając wszelkie pytania w sprawie przyszłości Makumonii, to wraz z Radą zadecydowaliśmy o przeprowadzeniu referendum wśród jej mieszkańców na temat unii obu państw. Nie ukrywam, że liczę na pozytywny wynik, ale w razie jakichś problemów, będę musiał wyznaczyć osobę, sprawującą tam władze w moim imieniu, ponieważ nie jestem w stanie być równocześnie w dwóch miejscach. - Chłopak robi kolejną przerwę. - W każdym bądź razie, czekamy na to, co przyniesie przyszłość. A teraz odpowiem, na wszelkie pytania - mówi i odsuwa się od mikrofonu.
Dziennikarze bardzo szybko przejmują głos i przekrzykują się nawzajem. Ciężko jest usłyszeć jakieś pytanie. Mam ochotę zatkać uszy. Dodatkową wadą są ciągłe flesze, które błyskają od robionych zdjęć. Nikt nie interesuje się Makumonią tylko życiem prywatnym króla.
- Kim jest osoba siedząca obok Waszej Wysokości? - Ktoś z tłumu kieruje pytanie, dotyczącej mojej osoby. 
To chyba jedyna rzecz, której nie wyjaśnił Ksawier.
- Przecież doskonale ją znacie - odpowiada przekornie. - Anielę znacie pod wieloma postaciami, ale mogę streścić naszą historię - mówi i spogląda w moją stronę. - A więc Aniela była moim doradcą jeszcze podczas mojego bycia księciem. Z resztą bardzo się wtedy nie lubiliśmy. Wszystko jednak się zmienia i nawet nie wiedziałem kiedy skradła moje serce. Została moją dziewczyną, później narzeczoną, jednak wystąpiły pewne konsekwencje. Jak wszyscy pamiętamy, że moją żoną została księżniczka Makumonii, ale na szczęście udało mi się odzyskać moją prawdziwą miłość. Wolałbym nie wnikać w nasze prywatne życie, ale zdradzę wam, że jesteśmy ponownie zaręczeni.
- Czyli można stwierdzić, że od nienawiści blisko do miłości?
- Szykuje się kolejny królewski ślub?
- Anielo, jak podoba Ci się bycie narzeczoną króla?
- A życie w pałacu? To dla Ciebie chyba coś nowego?
- Jesteś gotowa na bycie królową?
Spoglądam zdezorientowana w stronę Ksawiera, który daje daje mi znak, że powinnam odpowiedzieć. A ja nawet nie wiem, na które pytanie. Patrzę na niego załamana, a on mruga do mnie okiem. Ten śmieszy i prostacki gest rozładowuje, gromadzące się we mnie napięcie. 
Wyciągam wolną dłoń w stronę mikrofonu i przekręcam go w swoją stronę. 
- Dzień dobry - witam się z wszystkimi. - Musicie mi wybaczyć, ponieważ to moje pierwsze wystąpienie publiczne i nie będę ukrywać, że bardzo się stresuję - mówię drżącym głosem. - Nawet nie wiem od którego pytania powinnam zacząć, więc odpowiem na te, które udało mi się zapamiętać. Jeśli któreś pominę to proszę o przypomnienie - mówię, a z każdym wypowiedzianym słowem stres i trema znikają. - A więc...Czy jestem gotowa na bycie królową? Przyznam szczerze, że to pytanie pojawia się codziennie w mojej głowie. Mieszkanie w pałacu i bycie narzeczoną króla to dla mnie kompletnie nowe rzeczy. Ja pochodzę z zupełnie innego środowiska i nie jestem przyzwyczajona do tej elegancji i etykiety. Jestem zwykłym człowiekiem. Nigdy nie miałam styczności z wyższymi sferami, ale kocham chłopaka siedzącego obok mnie, który jest moim narzeczonym, a waszym królem - przerywam i przenoszę wzrok na Ksawiera, który uśmiecha się szeroko. W jego oczach tańczą wesołe ogniki. - Rzeczą jasną jest, że nie jestem gotowa na zostanie królową, ale dla tego pana jestem w stanie zrobić wszystko, ponieważ nie wyobrażam sobie reszty życia bez niego.
Kończę i uśmiecham się do Ksawiera. Wiadomo, że teraz istniejemy tylko ja i on. Przekazujemy sobie w myślach całą miłość, ale dziennikarze przypominają nam jaka jest rzeczywistość.
- Czy to oznacza, że powtarza się historia Kopciuszka?
- Anielo, czy twoja rodzina pochodzi ze wsi?
- Kiedy planujecie ślub?
- Jak wyglądały oświadczyny?
Ksawier odwraca ode mnie wzrok i tym razem to on przejmuje mikrofon. 
- Oczywiste jest, że planujemy ślub, ale wszystko w swoim czasie. Nigdzie nam się nie śpieszy. Możecie być pewni, że jeżeli coś zostanie ustalone, to przekażemy informację - odpowiedział. - Co do oświadczyn, to pozwolicie, że zachowamy to w tajemnicy, ponieważ nie jestem zbytnim romantykiem i jutro byłaby z tego ogromna sensacja.
Od tej pory konferencja szła gładko. Z każdą mijającą minutą udało mi się rozluźnić i przejęłam stery. Gładko szła mi odpowiedź na pytania, których dostawałam masę. W końcu stałam się największą nowiną tego państwa. 
Po skończeniu całej przygody z mediami, udało nam się wrócić do naszego apartamentu. Opadłam wycieńczona na mój ulubiony fotel. Wbrew pozorom to wszystko mnie zmęczyło. Ściągnęłam czarne, spiczaste balerinki i położyłam je obok. Może nie zasmrodzą całego pokoju. 
- Przepraszam panią - zwrócił się do mnie Ksawier i nachylił nade mną, kładąc ręce na podłokietnikach fotela. - Czy ja mogę panią chcieć? 
- No pewnie - zachichotałam i popatrzyłam w jego brązowe oczy, patrzące na mnie z niezliczoną ilością miłości. - Bo ja też pana chcę.
Wyprostowałam się i złączyłam nasze usta w czułym pocałunku. Jego usta smakowały tak dobrze, że miałam ochotę całować je przez resztę życia. Tak właśnie go pragnęłam, a to wszystko przez tą miłość, która dopadła nas niespodziewanie.

_________________________________________________________________

I poszedł ostatni. Jeszcze epilog, ale nie wiem kiedy się pojawi. Będę starała się dodać go w niedzielę, ale zobaczymy na co pozwoli mi praca i sesja ;///
To do epilogu,
N

niedziela, 10 czerwca 2018

#14

Przerwa, którą Ksawier na własne życzenie zarządził między sobą a Anielą trwała już dobrych kilka dni. Był świadomy, że dziewczyna szukała go kilka razy, ale udawał, że o niczym nie wiedział. Kiedy przypadkiem ją widział, to udawał, że wcale tak nie było. Chociaż traktowanie ukochanej osoby jak powietrze jest nie lada wyczynem. Nadal ją kochał, ale udawał, że było inaczej. Potrzebna była mu przerwa, żeby odetchnąć i pomyśleć nad paroma sprawami. 
Zanim się obejrzał z kilku dni zrobił się miesiąc, a Aniela przestała się pojawiać i szukać z nim kontaktu. Nawet do niego nie dzwoniła. Przerwa między nimi była już stanowczo zbyt długa i Ksawier zagubił się w tym wszystkim. Nie wiedział już na czym stoi.
Odebrał dzwoniący telefon, który mocno wibrował mu w kieszeni.
- Musimy się spotkać. - Głos Victora po przeciwnej stronie ogromnie go zdziwił. 
Chłopak już jakiś czas temu zrezygnował z posady doradcy królewskiego i o dziwo, bez niego wcale nie było tak źle. Ksawier sprawdzał się w roli władcy nawet bez Victora, którego odejście na początku wywoływało lekki stres we wszystkich. Oboje nie mieli ze sobą kontaktu, chociaż Victor chciał kilka razy z nim porozmawiać, ale Ksawier skutecznie odmawiał jego prośbom. 
Dlatego tym razem się zgodził i już po kilku minutach wchodził do kawiarni, w której się umówili. Usiadł na przeciwko Victora.
- Po co chciałeś się spotkać? - rzucił Ksawier niby od niechcenia.
- Wiem, że te okulary dobrze na tobie wyglądają, ale skoro nikogo nie ma w pobliżu, to może porozmawiamy bez nich? - powiedział Victor żartobliwym tonem i zaśmiał się po chwili.
Młody król uśmiechnął się pod nosem. Wychodząc z pałacu przebrał się w najzwyklejsze ciuchy i zabrał okulary przeciw słoneczne, żeby nikt go nie rozpoznał. Zapomniał o nich, kiedy usiadł na przeciwko Victora, z którym relacje były nadzwyczaj ciężkie. Kiedy tylko udało im się zbudować coś podobnego do porozumienia, to wszystko burzyło się jak domek z kart.
Ksawier ściągnął okulary i położył je na stoliku.
- Nie chciałeś przypadkiem o czymś ze mną porozmawiać? - przypomniał.
- Gdzie masz Anielę? 
Tym razem to Ksawier się zaśmiał. Słowa Victora wcale nie były śmieszne, ale rozbawiły chłopaka, który sam chciałby wiedzieć, gdzie podziała się Aniela. 
- Wydaje mi się, że Ty wiesz lepiej - odparł Ksawier szczerze. - Więc może powiesz mi, gdzie znajduje się moja narzeczona? - postarał się by zaakcentować każde słowo.
- I widzisz Ksawier, tak twierdziłeś, że kochasz Anielę - zauważył. - Ale widocznie kłamałeś, bo teraz nawet nie wiesz, gdzie ona jest.
Ksawier spojrzał na Victora szukając jakiegoś znaku lub podpowiedzi na jego twarzy. Nic takiego nie znalazł, a chłopak w dalszym ciągu patrzył się na niego poważnym wzrokiem. 
Coś było nie tak.
- Mamy chwilową przerwę - napomknął po chwili.
- Szkoda, że ta wasza chwilowa przerwa trwa już jakiś czas - oznajmił z przejęciem. Co było bardzo dziwne, bo Victor raczej nie troszczył się o Ksawiera. - Szkoda, że dopiero teraz zgodziłeś się ze mną spotkać. 
- O co Ci chodzi człowieku? - wybuchł w końcu Ksawier. Nie mógł już wytrzymać protekcjonalnego tonu, którym zwracał się do niego Victor. - To wszystko twoja wina! Miałeś wiele tajemnic z Anielą, które wyszły na jaw. Nawet się jej oświadczyłeś mimo, że wiedziałeś co do niej czuję. Czy chodź ten jeden raz nie mogłeś sobie darować?!
- Przecież mówiłem Ci, że będę walczył o nią do końca - powiedział i wzruszył ramionami. - Spróbowałem wszystkiego, ale ona za każdym razem wybrała Ciebie! Rozumiesz?! Zawsze liczyłeś się dla niej tylko Ty, a kiedy wielki król poczuł się zraniony to odtrącił jedyną dziewczynę, która byłaby w stanie zrobić dla niego wszystko.
- Wcale jej nie odtrąciłem - oświadczył Ksawier. - Potrzebowałem przerwy żeby wszystko przemyśleć...
- Powiem Ci do czego skłoniła ją ta twoja przerwa - odparł Victor z westchnieniem. - Lepiej się przygotuj, bo poznasz teraz największą i ostatnią tajemnicę Anieli.
- Kolejna tajemnica? - wtrącił się Ksawier.
- Nie przerywaj i słuchaj - zrugał go Victor. - Aniela nie jest z naszego świata. Nie umiem Ci wytłumaczyć skąd jest, bo sam tego nie rozumiem, ale nie należy i nigdy nie należała do naszego świata. - Victor zrobił chwilową przerwę, żeby pozwolić Ksawierowi wszystko przeanalizować. Ksawier za to nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Mrugał oczami jak szalony. - I teraz uważaj. Wiesz dlaczego tak usilnie próbowałem się z Tobą spotkać? Bo chciałem Cię poinformować, że wróciła do swojego świata.
- Jak to? - zająknął się Ksawier.
Jeszcze nie dotarło do niego to wszystko, ale wieść o tym, że Aniela odeszła była straszna. Nie wyobrażał sobie życia bez dziewczyny albo, że miało by ich nie być. 
Dlaczego odeszła? 
Wróci? 
Jak to?
Milion pytań przelatywało mu przez głowę, tworząc jedną wielką burzę myśli.
- Ponieważ jestem wielkoduszny i mam świadomość, że jestem temu wsystkiemu w połowie winny to masz tutaj adres, gdzie powinieneś znaleźć osobę, która pomoże Ci sprowadzić Anielę - Victor podał Ksawierowi zapisaną kartkę. - Powodzenia - powiedział i wstał, zostawiając Ksawiera samego.
Młody król siedział i wpatrywał się w kawałek papieru, który leżał przed nim na stole. I co on teraz zrobi? Bez Anieli ciągle się męczył. Nawet ciężej się mu oddychało. Wcześniej udawał, że już nic dla niego nie znaczy, ale prawda była taka, że dziewczyna i tak znajdowała się w jego myślach i sercu. 
Poderwał się z krzesła i chwycił prezent, który zostawił mu Victor. Wsiadł w auto i udał się pod wskazany adres. Nie było sensu czekać i zwlekać. Musiał odzyskać dziewczynę bez, której jego świat nie miał sensu.
Sportowe auto w końcu do czegoś się przydało, chociaż Ksawier starał się nie przesadzać z prędkością. Musiał odzyskać Anielę, a mógł to zrobić tylko będąc żywym. Wypadek był mu niepotrzebny. W dotarciu pod wskazany adres, który otrzymał od Victora pomogła mu nawigacja. Okazało się, że bardzo dobrze znał to miejsce. To stąd zabierał Anielę do pałacu, kiedy spotkali się po raz pierwszy.
Zapukał w drzwi. Nie musiał długo czekać aż ktoś otworzy, bo już po chwili, po przeciwnej stronie stanęła przed nim nieznana mu kobieta. Była zadbana i elegancko ubrana. Na oko Ksawiera była gdzieś po czterdziestce.
- Czekałam na Ciebie - poinformowała i zaprosiła go gestem do środka. 
Ksawier przyjrzał się jej sceptycznie. Uznał jej słowa za dziwne, ponieważ się nie znali. Uważał, że można czekać na kogoś kogo się znało. Zmarszczył czoło i szedł za nią. Oboje usiedli w salonie.
- Z kim mam przyjemność rozmawiać? - zapytał, przerywając niezręczną ciszę podczas której przyglądali się sobie nawzajem.
- Ach tak, przepraszam. Zamyśliłam się - mruknęła cicho. - Mam na imię Jadwiga i jestem twoją mamą. - Chłopak momentalnie pobladł słysząc te słowa. - Wszystko w porządku, Ksawier? 
Odchylił się do tyłu i przyjrzał kobiecie, która znała jego imię. Jeszcze nie zdążył się przedstawić...
- Ja nie mam mamy - odparł i uśmiechnął się smutno.
- Masz i jestem nią ja we własnej osobie - odparła i złapała go za rękę.
- Jasne, jasne - bąknął i ściągnął jej dłoń ze swojej. Nie wierzył w jej słowa, ponieważ on naprawdę nie miał matki. Ojciec nigdy o niej nie wspominał. - Victor powiedział, że znajdę tutaj pomoc. Możemy więc przejść do rzeczy? - zapytał, chcąc uniknąć tej dziwnej sytuacji, w której się znalazł.
- Ja naprawdę jestem twoją matką - próbowała go przekonać. 
- A ja naprawdę nie mam zamiaru roztrząsać rodzinnych relacji - odparł szorstko. 
Chciał przejść do rzeczy. Przyjechał tutaj w konkretnym celu- ratowania swojego rozpadającego się związku. Nie miał zamiaru wysłuchiwać herezji jakiejś kobiety, która podawała się za jego matkę.
Albo była chora psychicznie, albo udawała chcąc naciągnąć go na pieniądze. 
- Widzę, że tata Ci o mnie nie wspominał - westchnęła i uśmiechnęła się lekko. - W sumie ciężko mu się dziwić...
- Ostatni raz powtarzam, ja nie mam mamy - powiedział mocnym głosem. Zdenerwowało go, że wspomniała o jego ojcu. - Matka to kobieta, która wychowuje swoje dziecko. Kiedy byłem mały zajmowały się mną opiekunki i różne guwernantki. Czasami ojciec, kiedy znalazł dla mnie czas. Nawet jeśli istniałaby kobieta, która mnie urodziła to byłaby dla mnie zwykłym człowiekiem, ponieważ nie było jej przy mnie, kiedy tego potrzebowałem i nie wiązałyby mnie z nią żadne emocje - starał się mówić mocnymi i za razem logicznymi słowami, żeby zniechęcić kobietę do dalszej próby przekonywania go do swojej racji.
- Masz rację, więzi matki z dzieckiem nie da się zbudować bez pewnych podstaw - przyznała mu rację. Położyła ręce na książce, znajdującej się na stole. - Pomogę Ci spotkać się z Anielą, ale żeby to zrobić musisz najpierw załatwić tutaj pewne sprawy. Wyznacz osobę, która zamiast Ciebie przejmie rządy, ponieważ czas w świecie do którego się udasz płynie inaczej.
Ksawier nie mógł powiedzieć, że nie był tym wszystkim przerażony, ale czego się nie robi w imię miłości? Wyciągnął telefon i zadzwonił do Victora wyznaczając go na swojego tymczasowego zastępce. Uważał, że chłopak był idealnym kandydatem na to stanowisko. Potem skontaktował się z Iwo i wyjaśnił mu wszystko.
- Gotowe - oświadczył. - Co teraz?
- Teraz musisz otworzyć tą książkę i wszystko samo się potoczy - poinstruowała go Jadwiga. - Nic się nie stresuj - dodała mu otuchy, chociaż chłopak wcale się nie stresował. Chciał po prostu jak najszybciej spotkać się z Anielą. - Kobieta, którą spotkasz po drugiej stronie to twoja babcia, więc możesz o wszystko ją poprosić.
Ksawier przewrócił oczami i chwycił książkę. Najpierw matka, a teraz babcia. W kilka minut dorobił się prawie połowy rodziny. Może zaraz okaże się, że ma jeszcze brata bliźniaka i będą musieli walczyć o tron? Wstał z fotela i przyglądnął się okładce, na której widniał napis Czy mogę Cię chcieć?



- Tak mamo, tak, rozumiem, tak mamo - powtarzałam od kilku dobrych minut do telefonu, rozmawiając z mamą, zadającą mi milion pytań na minutę. - Mogę teraz ja coś powiedzieć? - wtrąciłam, bo nie było innego wyjścia, żeby kobieta dała mi coś powiedzieć. - Chciałabym porozmawiać z Tobą i tatą.
- Jesteś w ciąży?! - krzyknęła tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. Popatrzyłam przepraszającym wzrokiem na panią siedzącą obok mnie w tramwaju. Współczułam jej, że musiała tego wszystkiego słuchać. - Aniela? Halo?! Odpowiadaj!
- Mamo moja twarz jest wystarczającym zabezpieczeniem - prychnęłam w odpowiedzi. - Nie, nie jestem w ciąży - dodałam zanim zdążyła ponownie zapytać.
- Przecież miałaś jakiegoś chłopaka - odparła. Westchnęłam głośno na wspomnienie o głupim Błażeju, który mnie zdradził. To była już przeszłość. - Oczywiście, nie chcę Ci wchodzić do łóżka, ale pamiętaj o zabezpieczeniach! To już nawet nie chodzi o ciążę, ale o choroby przenoszone drogą płciową!
- Mamo, oddzwonię do ciebie później - odparłam, obserwując kątem oka kobietę siedzącą obok. Wyglądała na zdegustowaną. - Jadę teraz tramwajem - wyjaśniłam i przerwałam połączenie.
- Kto to widział takie rozmowy w tramwaju - wymamrotała kobieta.
Zignorowałam jej słowa i podniosłam się, ponieważ następny był mój przystanek. Oczywiście, to nie było tak, że nic nie chciałam jej odpyskować. Po prostu tramwaje miały to do siebie, że wybuchająca kłótnia miała zawsze wielu świadków. Zwłaszcza jak jedną stroną byłą starsza pani. 
Przekraczając próg domu staruchy czuję ogromne podekscytowanie, ale jednocześnie zdenerwowanie. W myślach obmyślałam co powiem, żeby przekonać kobietę. Musiałam mieć możliwość przenosić się między światami, a tylko ona mogła mi to umożliwić. Byłam pewna, że mogłabym to zrobić też sama, ale lepiej nie kombinować. Nie zdążyłam nawet wejść na górę do jej gabinetu, ponieważ już na wejściu trafiłam na mojego narzeczonego. Ksawier stał i wpatrywał się we mnie, jak w obraz. Ja za to po kilkunastu dniach zamartwiania się o nasz związek w końcu poczułam jakąś nadzieję. Skoro chłopak znajdował się w moim świecie, co nie wiem jak mu się udało, to chyba on także chciał ratować naszą miłość.
Nagle Ksawier przylgnął do mnie ciałem, obtulając mnie swoimi męskimi ramionami, w których tak bardzo uwielbiałam się znajdować. Poczekałam chwilę, nie protestując temu wybuchowi czułości, ponieważ też za nim tęskniłam, ale chciałam żeby się trochę wysilił. Musiał wiedzieć, jak się czułam, kiedy nie chciał ze mną rozmawiać i odmawiał wszelkiego kontaktu.
- Matko, ale za Tobą tęskniłem - wyszeptał w moje włosy.
- Przepraszam, ale czy mógłbyś mnie puścić? - odezwałam się wreszcie i odsunęłam od chłopaka. Chyba za długo pozwoliłam mu się obejmować, ale co poradzę? Chyba każdy chciałby usłyszeć, że ktoś za nim tęsknił. - Poza tym kim jesteś? Włamywaczem?! W dodatku napastującym kobiety?!
- Włamywaczem? - powtórzył za mną zdziwiony. - Gdybym był włamywaczem, to miałbym przy sobie pół domu, chcąc go wynieść ze sobą - powiedział bez wahania.
- Skoro nie włamywaczem, to gwałcicielem! - zaczęłam mówić, wykonując swój plan. - Proszę wyjść z tego domu, albo zadzwonię na policję!
Ksawier odchylił głowę i wziął głęboki oddech. Chyba próbował się uspokoić. Ja też ledwo dawałam radę, ponieważ okropnie chciało mi się śmiać. Cały czas próbowałam ukryć uśmieszek, który z każdą minutą wpływał mi na usta.
- Aniela, to ja Ksawier! Twój narzeczony - wyjaśnił. Złapał mnie za rękę i szukał wzrokiem pierścionka zaręczynowego, ale go nie znalazł. - Gdzie masz pierścionek?! Znowu zrywasz zaręczyny?!
Spoglądnęłam na chłopaka, który wyraźnie się zdenerwował, a wszystko z powodu głupiego pierścionka. Ok, dla mnie nie głupiego, bo ceniłam go jak największy skarb. Po prostu po powrocie założyłam go na łańcuszek i nosiłam na szyi. Chciałam najpierw porozmawiać z rodzicami, a dopiero później obnosić się z miłością.
- Puszczaj mnie. - Wyszarpnęłam rękę. - Człowieku, ja mam dwadzieścia dwa lata! O jakim narzeczonym Ty do mnie mówisz?! - Po tych słowach zrobiłam przerwę na oddech. - Poza tym nie wydaje mi się żebyśmy się znali...
- Posłuchaj mnie Aniela - zaczął mówić i ponownie złapał mnie za rękę. - Wiem, że zrobiłem źle uciekając od rozmowy, ale czułem się zraniony. Ja też jestem człowiekiem, więc poniosły mnie emocje.
- Przepraszam, ale ja nie wiem, o czym Ty do mnie mówisz... - powiedziałam cicho.
- Nie rozumiem, dlaczego znowu odeszłaś? Znowu mnie zostawiłaś i uciekłaś! - dodał, a jego głos z każdą chwilą stawał się głośniejszy. Skrzywiłam się, kiedy dotarło do mnie, że on myśli, że go zostawiłam. To przecież jedno wielkie nieporozumienie. - Jedna poważna kłótnia, a ty od razu znikasz. Myślałem, że zależy Ci na naszym związku.
- To nieporozumienie! - przekrzyknęłam go, chcąc dojść w końcu do głosu. Przerwałam udawanie, że jest dla mnie obcą osobą, ponieważ dłuższe ciągnięcie tej farsy mogło źle się skończyć. - Po pierwsze, nie zerwałam żadnych zaręczyn - powiedziałam i spod koszulki wyciągnęłam łańcuszek z pierścionkiem. - Po drugie, nigdzie nie uciekłam ani nie odeszłam. Po prostu wróciłam na chwilę do mojego świata, bo chciałam zobaczyć się z rodzicami i przy okazji zorganizować wasze spotkanie. W końcu strasznie chciałeś ich poznać. I po trzecie, to wszystko twoja wina, bo jak zwykle uciekałeś od rozmowy.
- To ma nawet sens - mruknął bardziej do siebie niż do mnie.
- Nawet lepiej, że pofatygowałeś się za mną - zauważyłam po chwili, uznając, że to właśnie miała na myśli Jadwiga, twierdząc, że mi pomoże. - Teraz wszystko będzie o wiele łatwiejsze.
- Co masz na myśli? - zapytał, nie wiedząc co mam przez to na myśli.
- Poznasz moich rodziców tak, jak chciałeś - odparłam od razu. - Tylko musimy się streszczać, bo jeden dzień tutaj, to miesiąc u Ciebie. Nie możemy pozwolić żeby państwo funkcjonowało bez króla.
- Spokojnie, zostawiłem królestwo w dobrych rękach - zapewnił mnie pewnym głosem. - Już nie mogę się doczekać poznania twoich rodziców.
- To dobrze - wyszeptałam.
Mimo wszystko czułam się zdziwiona, że cały ten konflikt, który wydawał się poważny, skończył się od tak. Nie mogło być tak od razu? Oszczędzilibyśmy sobie tego cierpienia.
- Bardzo za tobą tęskniłem - powtórzył i pocałował mnie w czoło. Otworzyłam szeroko oczy, zaskoczona jego nagłą bliskością. Na moją twarz wpłynął promienny uśmiech bezwarunkowo zakochanej dziewczyny. - Tęskniłem tak mocno, że aż bolało. Chciałem się z Tobą spotkać, ale Ciebie już nie było. Kiedy Victor o wszystkim mi powiedział, to od razu postanowiłem działać.
- I powędrowałeś tu za mną - podsumowałam i objęłam go w pasie. - Ty chyba naprawdę mnie kochasz.
- Miałaś kiedykolwiek co do tego wątpliwości? - zapytał i pogładził mnie po policzku. - Swoją drogą to niesamowite, że jesteśmy z różnych światów. Aha, no i dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś?
Patrzył na mnie poważnym wzrokiem. Poczułam złość na samą siebie, że nie powiedziałam mu tego wcześniej. Jak widać nie miał z tym żadnego problemu, a ja tak bardzo się obawiałam jego reakcji. Strach ma wielkie oczy, ale tylko i wyłącznie w naszych głowach.
- Nigdy więcej tajemnic? - rzuciłam i wyszczerzyłam się szeroko, licząc na ulgowe traktowanie.
- Myślę, że to świetny pomysł - przyznał, zgadzając się z moją propozycją. - Więc pomyśl, czy nie chcesz mi powiedzieć jeszcze czegoś.
Zamyśliłam się na chwilę, szukając czegoś, czego jeszcze mu nie powiedziałam. Ksawier przyglądał mi się z uwagą i wyczekiwaniem. Każdy ma jakieś tajemnice, ale między nami było ich za wiele i wszystko się pomieszało. Dlatego teraz trzeba było pozbyć się ciężaru, który ponownie mógł spowodować kłótnię.
- Jadwiga i starucha - bąknęłam w odpowiedzi. Ksawier zmarszczył czoło, odsunął się ode mnie i założył ręce na piersi. Na jego twarz wpłynął grymas. - Wiem, że może to być dla Ciebie szok i niedowierzanie, ale to twoja mama i babcia.
- O tym też wiedziałaś? - westchnął. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
Od razu się wyprostowałam jakby w obronie. 
- Tak - przytaknęłam, nie ukrywając prawdy. - Dlaczego nie wyglądasz na zaskoczonego? - zdziwiłam się, bo chłopak wcale nie wyglądał jakby właśnie dowiedział się o swojej mamie i babci, o których nie miał pojęcia.
- Bo już o tym wiem, ale to nic nie zmienia. - Wzruszył ramionami. - A mam może brata bliźniaka? - zapytał, ale widząc moje skrzywienie sam się zaśmiał. - Dobra, nie było pytania.
- Dlaczego to nic nie zmienia? - zapytałam. Przecież to zmieniało wszystko. Ksawier w końcu zyskał rodzinę. - Rozmawiałeś z Jadwigą? Znaczy się...ze swoją mamą?
- Z Jadwigą. To nie jest moja mama - prychnął. - I pozwól mi oszczędzić Ci tłumaczeń. Ta kobieta nie była przy mnie, kiedy jej potrzebowałem, więc jest dla mnie całkowicie obca. 
To była prawda, ale trzeba też pamiętać, że Jadwiga miała powód żeby zniknąć. Chociaż do końca nie rozumiałam, dlaczego później nie brała udziału w życiu swojego syna. To było zbyt skomplikowane, ale w przyszłości planowałam przekonać Ksawiera by dał jej szansę. W końcu była kobietą, która dała mu życie, a jeżeli takiej osoby nie można było nazwać mamą, to kim?
- Może warto byłoby dać jej szansę na wytłumaczenie swojego postępowania? - zasugerowałam, bo wiedziałam, że Ksawier na pewno nie dał jej szansy na wyjaśnienie wszystkiego. 
- Będę udawał, że tego nie słyszałem - wycedził przez zęby. 
Pokręciłam zrezygnowana głową. I mów tu do takiego, który słucha jednym uchem, a wypuszcza drugim. Jak mam do niego dotrzeć? Cóż będę miała na to jeszcze dużo czasu i na pewno tego nie odpuszczę. 
- A więc ostatnio wspominałeś, że chciałbyś zobaczyć, jak wygląda życie normalnego człowieka - zaczęłam. - Dzisiaj będziesz miał okazję pobyć zwykłym śmiertelnikiem.
- Chętnie zobaczę, jak to jest - odparł ucieszony.
Chyba nie do końca wiedział, na co się pisał, ale dopóki nie spróbuje, to nie będzie wiedział. Zerknęłam na niego i stwierdziłam, że w białej koszulce z długimi rękawami nie zmarznie. Chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z domu. Odłożyłam rozmowę ze staruchą na później. 
- Gdzie zaparkowałaś? - zapytał, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Nie mam auta - powiedziałam wesoło. Sam chciał poznać normalne życie, a niestety zwykłego studenta ledwo stać na wyżycie od początku do końca miesiąca. Co dopiero na auto? To byłby czysty absurd. - Ale mam coś lepszego! - Pociągnęłam go za rękę, w kierunku przystanku tramwajowego.
Na szczęście nasz tramwaj właśnie podjeżdżał.
- Żartujesz sobie ze mnie? - zapytał z grymasem na twarzy.
- Ani trochę - odparłam spokojnie. - Tutaj nie jesteś królem.



Iwo naprawdę lubił swoje aktualne stanowisko. Bycie szefem ochroniarzy było satysfakcjonującą pracą, w której spełniał się w stu procentach. Dostawał dobre pieniądze, mógł chodzić na siłownię, żeby ćwiczyć formę i przede wszystkim pilnował porządku w pałacu i nie tylko. 
Wychodząc z siłowni dostał telefon od Victora, który chciał się z nim spotkać. Iwo westchnął zniechęcony i schował telefon do kieszeni. Nigdy za nim nie przepadał, a kiedy Victor został jeszcze chłopakiem jego siostry, to sytuacja dodatkowo się pogorszyła. Jedynym plusem, jaki miał ze znajomości z chłopakiem było auto, które wygrał podczas zakładu. Otworzył samochód i wrzucił torbę treningową na tylne siedzenie. Wsiadł do środka i już po kilku minutach znajdował się w pałacu.
- Dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytał Iwo, wchodząc do gabinetu w którym przebywał Victor pełniąc funkcję zastępcy króla. 
Ksawiera nie było już od miesiąca, ale Victor zadziwiająco dobrze go zastępował. 
- Mam dla Ciebie zadanie - odpowiedział Victor i uśmiechnął się serdecznie. 
- A czy ja wyglądam na agenta? - zapytał Iwo z żartem.
Iwo spojrzał na Victora i czekał, jak zareaguje. Chłopak jednak pozostał spokojny jak posąg i wyciągnął z szuflady białą, dużą kopertę. Posunął ją po stole w kierunku Iwa.
- Zobacz - polecił i założył ręce na piersi. 
Zgodnie z poleceniem Iwo sięgnął po kopertę i wyciągnął z niej plik kartek, które okazały się papierami rozwodowymi. W dodatku podpisanymi przez Lilianę.
- To jakiś żart? - zapytał po chwili i odłożył dokumenty na biurko. 
Jakoś ciężko było mu uwierzyć w te kilka kartek. 
- Nie wiem. Te dokumenty przyszły wczoraj- odezwał się w końcu Victor przerywając ciszę. - Dlatego chciałbym żebyś udał się do Makumonii i to sprawdził.
- Nie chcę - odburknął.
- A właśnie, że chcesz - stwierdził Victor z pewnością w głosie. Iwo zmierzył go wzrokiem. - Tylko Ty możesz się tam udać. Poza tym jesteś coś winny Ksawierowi, panie szefie buntowników. - Uśmiechnął się  z wyższością.
Iwo zazgrzytał zębami. Szantaż był słabym sposobem na przekonanie, ale w tym wypadku zadziałał. Niestety Iwo do dzisiejszego dnia czuł się winny stania na czele bandy buntowników, którzy siali zamęt w kraju. 
- Możesz po prostu powiedzieć, że chcesz zostać z Adeliną sam - wymamrotał w odpowiedzi. - A nie stosujesz jakieś sztuczki, żebym zniknął.
- Nie potrzebuję twojej nieobecności, żeby robić z Adeliną te rzeczy - zaśmiał się Victor. Iwo skrzywił się, ponieważ na myśl przyszło mu kilka rzeczy, które mogła wyprawiać Adelina z tym debilem. Była jego młodszą siostrą, o którą zawsze będzie się troszczył. - A tak serio, to mam dla Ciebie jeszcze jedną misję. 
- Mam podłożyć bombę pod pałac Makumonii? - zapytał Iwo zadziornie.
- Za kogo Ty mnie masz? - prychnął Victor. Iwo wyszczerzył się. Był pewny, że Victor raczej nie chciałby usłyszeć, za kogo go miał. - Chciałbym żebyś wrócił z podpisanym traktatem pokojowym - poinformował go Victor i podał mu kolejną kopertę.
Iwo pokiwał głową. Ten pomysł wcale nie był taki głupi, ponieważ ciągle byli w stanie wojny z Makumonią, która w każdej chwili mogła ich zaatakować. Podpisanie traktatu pokojowego oznaczałoby koniec tego szaleństwa. 
- Rozumiem, że mam jechać incognito? - upewnił się, a później zabrał przekazane mu dokumenty. 
- Myślę, że jeśli chciałbyś jechać jako dyplomata, to nawet nie przepuściliby Cię przez granicę - zauważył Victor.
Iwo musiał się z nim zgodzić. Wysłuchał do końca rad, które udzielił mu Victor i wyszedł z gabinetu. Postanowił spakować się i wyruszyć od razu. Im szybciej tym lepiej dla wszystkich. Zabrał z pokoju najważniejsze rzeczy, wsiadł do auta i odjechał. W między czasie zdążył jeszcze wysłać Adelinie i rodzicom SMS z informacją, że nie będzie go przez kilka dni.
Szykował się w myślach na najgorsze. Rozmyślał, gdzie zostawi auto, bo obstawiał, że nie przejedzie nim przez granicę. Analizował wszystkie plany, jak przesmyknąć się przez wojska Makumonii, które powinny strzec granic.
Rzeczywistość wyglądała inaczej. Na granicy znajdowały się tylko ich wojska, które miały patrole ze względu na stan wojenny. Po żołnierzach Makumonii nie było żadnego śladu. Było to ogromnym zaskoczeniem, ale dzięki temu Iwo miał możliwość pozostać w aucie. Podziękował w duchu za to, że nie musiał podróżować z buta.
Dotarcie do stolicy zajęłoby mu ze dwa dni i to bez noclegów. A podróż samochodem zajęła mu cztery godziny. No dobra...cztery i pół, bo zatrzymał się na stacji żeby zatankować, wysikać się i zjeść hot doga. Dojechał do pałacu późnym wieczorem, ale i tak spróbował swoich sił w spotkaniu z królową. Chciał zdobyć jej podpis i wrócić do domu. 
Zanim przebił się przez wszystkich ochroniarzy, potem służbę to zdążył się dowiedzieć, że Liliana jest ostatnio w kiepskiej formie. Podobno była chora, przynajmniej tak głosiła plotka. Niestety nie pozwolono mu się z nią zobaczyć.
Przenocował więc w hotelu i spróbował swoich sił następnego dnia. Okazało się jednak, że królowa ma dzisiaj zapełniony grafik i nie znajdzie dla niego czasu. 
Za drugim razem Liliana miała spotkanie z całym rządem i oczywiście też nie mogła poświęcić mu kilku minut.
Iwo był zdenerwowany tym błędnym kołem, więc trzeciego dnia sam postanowił zorganizować sobie spotkanie z królową. Skończyło się jednak na tym, że wyprowadziła go ochrona, co wywołało u niego jeszcze większą wściekłość. Odczekał więc dłuższą chwilę i zastosował inną strategię. Przebrał się za służbę i pod pretekstem zaniesienia obiadu dostał się do komnaty Liliany.
Zastał ją w łóżku z podłączoną kroplówką. Wyglądała strasznie. Jak nie ona. 
- Proszę wezwać lekarza - jęknęła głośno. - Mam już zwidy, jest źle...
- Dobrze się czujesz? - zapytał Iwo, rzucając niepewne spojrzenie.
- Ta kroplówka mówi chyba sama za siebie - zaśmiała się nerwowo. - Strasznie przypominasz mi takiego chłopaka, którego znałam...
- Yyy jasne - przytaknął. - Miał może na imię Iwo?
- Zgadza się - potwierdziła. - Był ochroniarzem i przyjacielem mojego byłego męża...
- Byłego? - dopytał. - Rozwiedliście się?
- Tak, niedawno wysłałam mu papiery rozwodowe - powiedziała ściszonym głosem i uśmiechnęła się lekko. - Nie było sensu dłużej ciągnąć tego cyrku.
Iwo nawet nie mrugnął okiem. Nie umiał współczuć tej dziewczynie, ponieważ wiedział do czego była zdolna. Teraz zachowywała się normalnie, bo leżała przykuta do łóżka. Człowiek na łożu śmierci zawsze zmieniał swoje postępowanie obawiając się konsekwencji, chociaż Iwo nie był pewny, czy Liliana była aż tak w złym stanie. Wiedział za to co innego- dziewczyna nie była sobą.
-  Tak właściwie - odchrząknął po dłuższej chwili milczenia. - To ja jestem Iwo.
- A więc nie miałam zwidów - odparła i uśmiechnęła się z ulgą. - Co za niemiła niespodzianka. Jak dostałeś się do moich komnat?
- Długo by opowiadać - powiedział, wzdychając teatralnie. Chciał pominąć historię o swoich próbach spotkania się z nią. - W każdym bądź razie zostałem wysłany jako dyplomata.
- Ty dyplomatą? - zaśmiała się, ale po chwili musiała przestać, dostając nagłego napadu kaszlu. Iwo miał wrażenie, że dziewczyna wypluje sobie płuca. - Wysłali złego człowieka.
- Może nie mam odpowiedniego wykształcenia na to stanowisko - odparł. - Ale negocjować umiem - dodał po sekundzie.
- Co chciałeś negocjować? - westchnęła, zmęczona tą sytuacją.
- Właściwie to taka niby negocjacja, bo przywiozłem dokumenty, które mogą stać się traktatem pokojowym - wytłumaczył i pomachał kopertą, którą wyciągnął spod bluzki. Musiał gdzieś ją ukryć. - Wystarczy, że podpiszesz.
- A jeśli tego nie zrobię? To pobijesz mnie jak ostatnio? - zapytała kąśliwie.
- Chorych i kobiet nie biję - powiedział w swojej obronie. Liliana popatrzyła na niego poważnym wzrokiem i wtedy przypomniało mu się, że obezwładnił ją, kiedy porwała Ksawiera. - To był wyjątek! Sama byłaś temu winna.
- Nieważne - mruknęła niezadowolona. - Podejdź bliżej i daj te papiery.
Iwo uniósł brwi zdziwiony, że tak łatwo mu poszło. Wykonał polecenie dziewczyny, która nawet nie przeczytała tego co podpisała. 
- Jak będziesz wychodził, to poproś moją służącą, żeby przekazała Ci jeszcze jedną kopertę - poinstruowała.
- Jasne - przytaknął i wyszedł. 
Złapał służąca i powiedział jej dokładnie to samo, co kazała mu Liliana. Faktycznie dostał jeszcze jedną kopertę, którą od razu otworzył. Nie mógł powstrzymać ciekawości. W środku znalazł traktat o przeżyciu, który dotyczył dziedziczenia tronu Makumonii. W wypadku śmierci Liliany, to Ksawier miał przejąć władzę.
Iwo był zadowolony, ponieważ udało mu się wykonać pozytywnie misję. W dodatku wracał do kraju z dodatkowym bonusem, ponieważ Liliana nie była w najlepszym stanie. Skoro podarowała taki dokument to wyglądało na to, że z jej zdrowiem było kiepsko.



- Nigdy więcej nie idę z Tobą na horror! - oznajmiam wnerwiona Ksawierowi, kiedy wychodzimy z sali kinowej.
- O co Ci chodzi? - rzucił wesołym tonem, zajadając się w między czasie popcornem, który został. - Ja bym poszedł jeszcze raz.
- A ja nie!!! - zaprotestowałam jednym, głośnym warknięciem. - To były najgorsze dwie godziny w moim życiu!
Dlaczego? Przed seansem Ksawier namawiał mnie na horror, śmiejąc się ze mnie jak można bać się horrorów? Prawdą jest, że panicznie boję się horrorów i nie jest to wcale dziwne. W końcu jestem dziewczyną. Ale, że Ksawier bał się bardziej niż ja? To już jest totalne dno.
- Przesadzasz - rzucił, mijając mnie. Podążyłam za nim wzrokiem, ciekawa gdzie się wybiera. Jego celem był kosz, do którego wyrzucił już puste pudełko po popcornie. - Ten film był strasznie emocjonujący. Może oglądniemy go jeszcze raz?
- Wyobraź sobie, że wszyscy ludzie naokoło zauważyli jak bardzo emocjonował Cię ten film - zauważyłam ze wstydem w głosie. - Nigdy więcej nie biorę Cię do kina.
- A ja Cię biorę! - oznajmił w następnej chwili. - Jak tylko znajdziemy czas, na wyrwanie się z pałacu, to kino będzie naszym pierwszym celem. Tylko tym razem może nie horror...
- Mówiłam! To się uparłeś, a krzyczałeś głośniej ode mnie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To nie byłem ja - zaprzeczył. - Coś Ci się chyba pomyliło.
Zacisnęłam usta w kreskę i wzięłam głęboki oddech. Postanowiłam mu to darować, żeby nie wykłócać się o pierdoły, ale doskonale pamiętam jak krzyczał i ściskał mnie za rękę.
Pokręciłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. Ksawier szybko mnie dogonił i złapał za rękę.
- Co będziemy teraz robić? - zapytał wesoło.
Spoglądnęłam na niego kątem oka. Spędzanie czasu, jak normalny człowiek dawało mu strasznie dużą frajdę. Normalnie cieszył się jak małe dziecko.
- Teraz pójdziemy na zakupy do Biedronki - poinformowałam go o naszych dalszych planach.
- Do czego? - zapytał i spojrzał na mnie podejrzliwie.
Otworzyłam szeroko oczy i miałam ochotę go wyśmiać, że nie wie co to biedra, ale przypomniało mi się, że to jest Ksawier. Ksawier z innego świata, który w dodatku pewnie nigdy nie robił sam zakupów.
- Aniela?! - Rozejrzałam się w poszukiwaniu osoby, która wypowiedziała moje imię i zobaczyłam mojego byłego chłopaka. Od razu spochmurniałam. Co on tu do cholery robił? - Nie mogłem się ostatnio z Tobą skontaktować. Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?!
Bo zerwaliśmy i nie chciałam mieć z nim nic wspólnego? Poza tym od dawna używałam innego telefonu.
- Wydaje mi się, że nie muszę odpowiadać na te pytania - odburknęłam i chciałam odejść.
- Nie przedstawisz nas sobie? - zapytał Błażej i patrzył w stronę Ksawiera, który do tej pory nie odezwał się ani słowem. W dodatku cały czas trzymał mnie za rękę.
- Ksawier, narzeczony Anieli - wypalił Ksawier i przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
Błażej umilkł i analizował wypowiedziane przed chwilą słowa. Ja za to starałam się zebrać myśli. Ksawier patrzył na mnie zdezorientowany. Nie wiedział, co źle powiedział. Otóż czas tutaj płynął znacznie wolniej, więc rozstałam się z Błażejem może jakieś trzy tygodnie temu? I już miałam narzeczonego, tak...
- Narzeczony?! - wyjęknął Błażej, nie potrafiąc wymyślić nic innego. - A podobno to ja byłem tym złym! Ale ty też nieźle się bawisz!
Tak i teraz ja byłam najgorszą. Pewnie wyzywał mnie w myślach, ale spływało to po mnie. To on mnie pierwszy zdradził, więc miałam go daleko w poważaniu.
- Szczerze powiedziawszy, to nie interesuje mnie twoje zdanie - odpowiedziałam niechętnie, ale nadal grzecznie. Mimo, że w tym momencie darzyłam go najgorszymi uczuciami.  - Nie dzwoń do mnie więcej, bo nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.
Pociągnęłam zdezorientowanego Ksawiera w stronę wyjścia. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, a ja ściskałam mocno jego rękę. Byłam ciekawa, czy ma w niej jeszcze czucie.
- Nie wiem czy mogę o to zapytać, ale kto to był?
- Mój były chłopak - odpowiedziałam ściszonym głosem, licząc, że nie usłyszy. Ksawier zatrzymał się ja wryty. - Co się stało?
- Powinienem się do niego wrócić i mu przywalić. - Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Skąd on wziął ten pomysł? - Jak w ogóle mogłaś być z takim debilem?
No właśnie. Sama się na tym zastanawiałam, ale człowiek mądry po błędzie.
- Szkoda na niego czasu. - Mój głos nie brzmiał przyjaźnie. - Chodźmy do tego supermarketu.
- A nie mieliśmy iść do Biedronki? - zapytał zdziwiony.
- Właśnie tam idziemy - potwierdziłam. - Zrobimy zakupy, a potem jak już dotrzemy do mieszkania to kolację.
Docierając do sklepu wzięliśmy duży koszyk, którym nie mógł nacieszyć się Ksawier. Pchał go dumny przez cały sklep, a ja ładowałam do niego wszystko  co popadnie.
- Na co masz ochotę? - zapytałam, zastanawiając się co jeszcze kupić. Przyglądnął się zawartości koszyka zapełnianego po końce. - Mamy wszystko?
Pokiwał głową twierdząco i ruszył za mną w kierunku kas. Oczywiście, jak to w biedronce staliśmy w gigantycznych kolejkach, ponieważ na sześć kas - tylko jedna była otwarta. Mieliśmy więc czas na rozmowę, bo zanim my będziemy płacić, to jeszcze trochę zejdzie.
- Aniela jak my się z tym zabierzemy do domu? - zapytał przerażony. - Przecież nie mamy auta! To jest niewykonalne.
- Spokojnie, mieszkam niedaleko - zapewniłam, naciągając trochę fakty. - Weźmiemy reklamówki w ręce i będziemy je targać do domu.
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Chyba nie uwierzył w moje słowa.
Nagle popchnęłam go w kierunku kasy numer trzy, która miała zostać otwarta. Jednak ktoś się nad nami zlitował i otworzono kolejne stanowisko. Ksawier patrzył na mnie zaskoczony, że go tak przestawiam, ale on po prostu nie znał zasad. Jak byśmy się nie pośpieszyli, to inni wepchnęliby się i znowu bylibyśmy na samym końcu. A tak to już wykładaliśmy zakupy na ladę. Dodała do tego jeszcze cztery trwalsze reklamówki. Rozdzieliłam nam siatki i poinformowałam Ksawiera, że ma pakować do nich rzeczy, dopiero po skasowaniu.
- A karta Moja Biedronka jest? - zapytała kasjerka.
- Oczywiście! - przytaknęłam entuzjastycznie i wyciągnęłam plastik z portfela.
Ksaweir obserwował wszystko z zaskoczeniem. Oj, on musiał się jeszcze wiele nauczyć.
- Płaci pani sto pięćdziesiąt złotych i siedemdziesiąt dwa grosze - oznajmiła kobieta. - Naklejki na Świeżaki pani zbiera?
- Jasne! - zaśmiałam się z mojej nagłej odpowiedzi. - Zapłacę kartą.
- Proszę zbliżyć kartę do czytnika.
Wykonałam wszystko zgodnie z polecaniami i już po chwili targaliśmy z Ksawierem reklamówki, które mocno wbijały się w dłonie, a do domu mieliśmy jeszcze kawałek. Jakieś dziesięć minut.
- Aniela, co to są te Świeżaki? - zapytał po chwili Ksawier.
- A Świeżaki - zaśmiałam się. - No zbiera się takie naklejki i jak masz ich odpowiednią ilość, to dostajesz taką maskotkę.
- I to jest powód do takiej radości? - dopytał.
- Łącznie z dzisiejszymi naklejkami będzie brakowało mi tylko czterech i będę mogła wziąć sobie borówkę - wyjaśniłam zadowolona.
Ja naprawdę już nie mogłam doczekać się, kiedy maskotka zajmie honorowe miejsce w moim mieszkaniu. To będzie coś pięknego, bo zbieram na nią naklejki od dwóch miesięcy. Ludzie bili się o te maskotki, niektórzy nawet sprzedawali za całkiem dobre pieniądze, a ja będę ją miała!
- Oj Aniela - zaśmiał się Ksawier. - Daleko jeszcze?
- Nie, to ten blok. - Wskazałam głową w kierunku budynku, znajdującego się centralnie przed nami. - A co już Ci ciężko? Nie dajesz rady? Może musisz zapisać się na jakąś siłownię?
- Nie martwię się o siebie, tylko o Ciebie - zwrócił się do mnie i szturchnął mnie reklamówką. - Może Ci pomóc? 
- Czy Ty myślisz, że ja pierwszy raz robię takie zakupy?! - zaśmiałam się głośno. Heloł, naklejki na Świeżarki przecież same się nie zbiorą. - Pierwszy raz mam takiego pomocnika - oznajmiłam. - W dodatku słabego - mruknęłam pod nosem.
- Martwię się o Ciebie, bo już ledwo idziesz - zauważył, na co ja prychnęłam i otworzyłam drzwi wejściowe do klatki.
Akuratnie czułam się bardzo dobrze. Mogłabym jeszcze przejść kilka kilometrów tylko może bez obciążenia w postaci reklamówek. Na całe szczęście moja malutka kawalerka znajdowała się na pierwszym piętrze, więc nie musieliśmy się za bardzo męczyć, żeby wtargolić się do mieszkania.
- Jak chcesz, to możesz się wykąpać - zaproponowałam Ksawierowi. Ściągnęłam buty i weszłam wgłąb mieszkania - Ja w tym czasie rozpakuję zakupy i zrobię nam kolację. 
- Pomogę Ci. Nie chcę, żebyś mi usługiwała.
Prychnęłam. Usługiwanie Ksawierowi byłoby ostatnią rzeczą, na którą bym wpadła.
Chłopak za to rozglądał się jak szalony, lustrując każdy kont mojego gniazdka. Znaczy mojego, nie mojego. To było dawne mieszkanie rodziców, w którym mieszkali zanim się urodziłam. Potem przenieśli się na wieś, a ja korzystałam z niego idąc na studia.
- Jesteś moim gościem, więc muszę dobrze Cię traktować - powiedziałam. Położyłam zakupy na stoliku w kuchni. - Moim obowiązkiem jest się Tobą dobrze zająć, poza tym rozpakowanie zakupów to nie jest żadna sztuka - próbowałam jakoś sensownie mu to wytłumaczyć. - Jeśli chcesz być przydatny, to możesz umyć naczynia po kolacji.
Ksawier uśmiechnął się nieśmiało i skinął głową. Oj, nie wiedział na co się pisał. Zmywanie naczyń, to najgorsza rzecz świata. Po chwili zniknął w łazience, a ja zajęłam się sprawami kuchni. Jak przykładna gospodyni pochowałam wszystkie kupione produkty, umyłam ręce i przystąpiłam do działania. 
Postanowiłam zrobić tortillę, grzanki z serem i sałatkę owocową. Do tego herbata i będzie bomba! Nawet dobrze to wszystko mi szło. Latałam po całym domu jak mucha. I kiedy herbaty i grzanki stały już na stole w kuchni, kurczak do tortilli smażył się na patelni i byłam w trakcie krojenia bananów to usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. To mogło oznaczać tylko jedno...Mama.
- Aniela, dziecko! - Usłyszałam dobrze znany mi głos. - Dlaczego w tym domu śmierdzi spalenizną?!
- Mamo, co ty tutaj robisz? - próbowałam się wysłowić i po cichu zmawiałam szybką modlitwę do Boga. Obecność Ksawiera podczas jej wizyty nie będzie niczym dobrym. Jeszcze nie zdążyłam jej na to przygotować. - Mamo? Halo?
- Co tutaj tak śmierci? - przypomniała o swoim pytaniu. - Czy coś się smaży? - Pokiwałam twierdząco głową. - O tej porze?! Oszalałaś?
- Mamo - westchnęłam. Nie cierpiałam, kiedy mnie pouczała. Byłam już dorosła. - Co Ty tutaj robisz?
- Nie mogę odwiedzać swojego dziecka?! - odpowiedziała. - Czemu jesteś taka zdenerwowana? Masz coś do ukrycia? 
- W zasadzie to...
- Kto się kąpie? - zapytała po chwili, ponieważ dźwięk prysznica był głośny. 
Zastanawiałam się, co odpowiedzieć. Czy próbować coś wymyślić? Czy powiedzieć prawdę? Wyręczył mnie z tego Ksawier, który skończył swój prysznic i wyszedł owinięty w sam ręcznik.
- Aniela, nie mam ubrań na zmianę - powiedział. - Wiem, że wolałabyś mnie w wersji bez nich, ale lepiej czułbym się jedząc w jakiś ciuchach.
No i po sprawie.
Zacisnęłam mocno szczękę i oczy. Uchyliłam lekko jedną powiekę i spoglądnęłam na mamę, która analizowała całą sytuację. 
- A Pan to? - zapytała.
- Ksawier.
- Mój chłopak - weszłam mu w słowo zanim zdążył przedstawić się tak, jak Błażejowi. Coś czułam, że mama źle zareagowałaby na informację o narzeczonym. - Chciałam przedstawić Ci go jutro, ale wpadłaś tak bez zapowiedzi...
- W takim razie Ksawery zapraszam Cię jutro na obiad - odparła kobieta, śmiejąc się serdecznie. - Poznasz jeszcze mojego męża.
- Super! - Ucieszył się Ksawier. - Znaczy bardzo dziękuję za zaproszenie, ale moje imię to Ksawier, nie Ksawery - poprawił moją mamę i tym samym popełnił największy błąd. 
Z tą kobietą nie wchodziło się w dyskusje, bo nie dało się tego wygrać.
- Oczywiście. - Zmrużyła oczy, a ja już wiedziałam, że zaczyna się pojedynek. - W takim razie, będę czekała jutro na Ciebie Ksawery.
- Miło mi to słyszeć - przytaknął. - W takim razie ja Ksawier z ochotą pojawię się na obiedzie.
- Anielo, w takim razie pojaw się jutro z Ksawerym! - oznajmiła moja mama i wycofała się do drzwi. 
Halo? Tak łatwo odpuściła? Czy czekała żeby załatwić go jutro? Kazałam Ksawierowi zostać, a sama ruszyłam za rodzicielką. 
- Przepraszam, że to tak wyszło - powiedziałam ze skruchą. 
- Widzimy się jutro - westchnęła kobieta. Na całe szczęście nie komentowała tego wszystkiego. - Przy okazji, wydaje mi się, że teraz naprawdę coś się pali.
Zamknęłam za nią drzwi i szybko poleciałam do kuchni, gdzie na patelni zastałam spalonego kurczaka, który nadawał się tylko na węgiel, a wszystko przez tą niespodziewaną wizytę i pojedynek Ksawier-mama.


_________________________________________________________________

Rozdział dodany późną, burzową (przynajmniej u mnie), wieczorową porą. 
Następny jeszcze się piszę i jest jedną wielką improwizacją, ale chcę to już zakończyć. 
No więc ostatni rozdział w czwartek. Jeszcze epilog i pożegnamy się z obecnymi tu bohaterami. 
Dzięki za każdy komentarz, który cieszy moje oko.
N