poniedziałek, 18 czerwca 2018

Epilog

2 lata później...

Miłość potrafi wiele zmienić. Uczucie, którym darzyłam Ksawiera pomogło mi w przystosowaniu się do nowej rzeczywistości. Moje życie przy boku chłopaka stało się jedną wielką sielanką. Udało mi się przystosować do reguł pałacu oraz odpowiednio przygotować do stanowiska królowej.
- No i jak się czujesz? - zapytała Adelina, która weszła do pokoju.
Zmrużyłam oczy i obserwowałam jej sylwetkę, która z każdym krokiem zbliżała się w moją stronę. Błękitna sukienka bez ramion doskonale się na niej prezentowała i podkreślała wszystkie atuty dziewczyny. 
- Niewygodnie. - Wykrzywiłam usta w grymasie. - Przypomnij mi dlaczego wybrałam tą sukienkę? 
- Aniela, Ty masz chyba jakieś uprzedzenia do eleganckich ciuchów. - Adelina zaśmiała się i pokręciła głową. - To twój ślub i koronacja na królową w jednym, dlatego musisz wytrzymać, bo taki dzień zdarza się tylko raz w życiu. Poza tym wyglądasz cudownie.
Szkoda, że się tak nie czułam...
Owszem moja ślubna kreacja była bajeczna, ale uwierała mnie w każdym możliwym miejscu. Po prostu czerwona suknia nie chciała ze mną współpracować. Nawet dekolt w kształcie serca mi przeszkadzał. Nie wspominając już o długości, która sięgała ziemi.
- Jak to jest, że jeszcze wczoraj podczas przymiarki wszystko było idealnie - westchnęłam i poprawiałam materiał. - A dzisiaj wszystko mnie gniecie, gryzie i uwiera!
- To wszystko jest tylko w twojej głowie - wyjaśniła dziewczyna. - Skoro wczoraj wszystko było dobrze, to dzisiaj nie może być inaczej. 
Chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Ja miałam zupełnie inne zdanie. Co podkusiło mnie, żeby na własny ślub wystąpić w czerwonym kolorze? Cholera, przecież to był ślub! 
- Musze się przebrać - oznajmiłam.
- Nie będziesz się przebierać - Adelina uniosła głos. Patrzyła na mnie karcącym wzrokiem. - Uspokój się! 
- Jak mogę wystąpić na własnym ślubie w czerwonej sukience?! 
- Przerabiamy to już dziesiąty raz. - Adelina przewróciła oczami i złapała mnie za nagie ramiona. Chłód jej dłoni trochę mnie otrzeźwił. - Dzisiaj zostaniesz królową, czyli matką całego narodu. Ustaliłyśmy, że białą suknię ubierzesz na ślubie u siebie w świecie.
- Naprawdę? - żachnęłam się. 
Nie pamiętałam takiej rozmowy...A może faktycznie tak było? Tylko z każdą mijającą minutą denerwowałam się coraz bardziej. Nie bałam się samej ceremonii ślubnej, bo z Ksawierem i tak od dawna zachowywaliśmy się jak małżeństwo. Przerażała mnie ta cała koronacja i zostanie królową. Nadal uważałam, że nie jestem na to wszystko gotowa.
- Aniela, czemu masz taką kwaśną minę? - Przeniosłam wzrok na Jadwigę, która właśnie weszła. - Przecież dzisiaj powinien być najpiękniejszy dzień twojego życia, a wyglądasz jakbyś chciała uciec. - Zaśmiała się, ale po chwili zmarszczyła czoło i popatrzyła na mnie podejrzliwie. - Chyba nie masz zamiaru zostawić mojego syna przed ołtarzem?
Uniosłam oczy ku niebu, które w tym wypadku było sufitem. 
Serio?
Miałabym zostawić Ksawiera, którego kochałam jak nikogo innego?
Poza tym Jadwiga ostatnio startowała w konkursie na matkę roku. Od kilku miesięcy udawało jej się jakoś dogadywać z Ksawierem. Chłopak nie traktował jej jak matki, ale wszystko szło w dobrym kierunku. Czas zmieniał wiele rzeczy.
- Nie, ona po prostu wymyśla pierdoły i chce się przebrać - wytłumaczyła Adelina.
- No bo wy macie takie luźne sukienki, a ja muszę się ciaśnić w tym cholerstwie - odpowiedziałam oburzona.
- Aniela, przypomnij nam, kto jest gwiazdą dzisiejszego wydarzenia? - odparła sceptycznie kobieta. - Wszystkie oczy będą zwrócone dzisiaj w twoją stronę, więc musisz się jakoś prezentować. 
- Znając Ciebie to najlepiej czułabyś się, gdybyś mogła wystąpić w jeansach - dodała Adelina. Uśmiechnęłam się leciutko z dwóch powodów. Pierwszym był fakt, że to była najprawdziwsza prawda, gdyż ja ogromnie ceniłam sobie wygodę. Drugim powodem było podobieństwo mowy Adeliny do Victora. Słowa, które powiedziała, były takie w jego stylu. - I widzisz! Nawet się uśmiechasz, czyli to prawda...
- Gotowa? - Głowa Iwo pojawiła się w drzwiach. Chłopak patrzył na mnie zaciekawiony. Wzięłam głęboki oddech i potwierdziłam swoją gotowość skinieniem głową. - Drogie panie, mam nadzieję, że pozwolicie abym to ja odprowadził Anielę?
Obie skinęły głową i życząc mi powodzenia, wyszły z pokoju. W środku zostałam tylko ja, Iwo oraz zegar, który z każdą sekundą przypominał mi, jak mało czasu mi zostało.
- Kurcze, myślałem, że zostaniesz starą panną - powiedział Iwo i rozsiadł się na kanapie. Uniosłam zdziwiona brwi. Czy nie mieliśmy wychodzić? A ten siada sobie jak u siebie. - Naprawdę podziwiam Ksawiera, że jest w stanie wytrzymać twoje humory i cięty język. 
Ja też nie myślałam, że wyjdę za mąż w wieku dwudziestu czterech lat. Nie, ja w ogóle nie myślałam, że znajdę kogoś z kim tak idealnie się zgram. Ksawier chyba został zesłany mi z niebios, bo faktycznie wiele ze mną przeszedł, a nadal byliśmy razem. 
- Iwuś - zaśmiałam się sztucznie. - Mam Ci przypomnieć, że Tobie też się podobałam?
Uwielbiałam mu to wypominać. Było to lekkie nagięcie prawdy, ponieważ Iwo startował do mnie, jak nic nie pamiętał, ale nie mogłam się powstrzymać. On się wtedy tak denerwował.
- To było przez tak krótką chwilę, że nie ma sensu tego wspominać - zauważył, a na jego twarzy dostrzegłam skrzywienie.
- A właśnie jest sens! A wiesz jaki? - zapytałam zadziornie. - Widzenie twojej kwaśniej miny jest bezcenne.
- Dlatego nigdy nie moglibyśmy być razem! - Wstał na równe nogi. - Ja nie wytrzymałbym z taką dziewczyną. Zrobił bym krzywdę Tobie albo sobie - zaznaczył. - A teraz musimy się już zbierać.
Chwyciłam jego pomocne ramie, które wystawił w moją stronę i wyszliśmy na korytarz. Szliśmy bardzo wolnym krokiem. Tym razem Iwo nie komentował mojego tempa. Musiał nie chcieć dodatkowo mnie stresować. Za to byłam mu ogromnie wdzięczna.
Stanęliśmy przed wielkimi drzwiami i przez chwilę wpatrywaliśmy się w nie w milczeniu.
- Jest dużo ludzi? - zapytałam.
- A uspokoi Cię to, jeśli powiem, że mało? - odparł Iwo i wzruszył ramionami. Ściągnął moją dłoń ze swojego ramienia. - Dalej musisz iść sama.
Pokiwałam mechanicznie głową i spróbowałam uspokoić swoje ciało, które już zaczynało się denerwować. Zamknęłam oczy i poczekałam aż zapowiedzą moje wejście. Usłyszałam jeszcze tylko dźwięk otwieranych drzwi i ruszyłam przed siebie.
Wolno kroczyłam przez środek czerwonego dywanu, który prowadził wprost do Ksawiera, stojącego pod koniec. Nie musiałam się o nic martwić, ponieważ ciepłe spojrzenie chłopaka przyjemnie koiło moje nerwy. Patrzył na mnie z miłością, a co z oczu to z serca. Przynajmniej tak mówią.
Za chłopakiem na podwyższeniu stały dwa trony. Jeden z nich stanie się dzisiaj moim. Przełknęłam głośno ślinę i zatrzymałam się na przeciwko Ksawiera. Posłałam mu lekki uśmiech, a on złapał mnie za rękę, dodając mi otuchy.
Podniosłam wzrok na biskupa, który stał nad nami na jednym ze schodków przed tronem. Wyglądał dokładnie tak samo, jak podczas koronacji Ksawiera. Akuratnie jego zapamiętałam. 
Ksawier wysunął rękę, powodując, że podeszłam w stronę biskupa. Starszy mężczyzna skinął głową, dając znak, że to pora abym klęknęła. Tak też zrobiłam, ponieważ ćwiczyliśmy to wiele razy. Nie było tak, że wpadłam na koronację, jak śliwka w kompot. O nie, nie. Ja wszystko ćwiczyłam, tylko szkoda, że nie wpadłam na to, że w tej sztywnej sukni będę miała mniejszy zakres ruchów, ale ostatecznie sobie poradziłam. 
Najpierw koronacja, potem ślub. Jakoś to przeżyję.
Mężczyzna chwycił mnie za rękę i założył na mój serdeczny palec złoty sygnet. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie fakt, że był ciężki i zaraz na drugą dłoń Ksawier założy mi obrączkę, więc będę obwieszona biżuterią jak choinka. 
Następna w kolejności była korona, która już zbliżała się w moją stronę. Biskup przenosił ją z ozdobnej poduszki. Trzymał ją tak lekko, jakby bał się, że ją zniszczy, ale kiedy wylądowała na mojej głowie, to stwierdziłam, że ona w ogóle była lekka. Wcale mi nie ciążyła. Nie czułam jej na głowie, więc mężczyzna też nie musiał jakoś się starać podczas jej przenoszenia. 
Uniosłam się wolno, żeby nie nadepnąć na suknię i wtedy usłyszałam:
- Niech żyje królowa! Niech żyje królowa! Niech żyje królowa! - Zamrugałam oczami, ponieważ zostałam ogłuszona przez radosne głosy. 
Ksawier złapał mnie za rękę i poprowadził do tronu, na którym usiadłam po raz pierwszy. Było to dziwne uczucie połączone z ekscytacją i lekkim strachem. Dopiero wtedy zaczęła się właściwa ceremonia ślubna, która nie różniła się od tych znanych przeze mnie.


5 lat później...

- Czujesz ten smród? - pytam Ingi. 
- Wasza Wysokość, nic tutaj nie śmierdzi - odpowiedziała rozbawiona.
Inga była moim prywatnym ochroniarzem, którego zorganizował mi Iwo. Nazwałam ją ochroniarzem cieniem, ponieważ była dokładnie, jak mój cień. Zawsze znajdowała się w moim otoczeniu. Dziewczyna nadal traktowała mnie z zawodowym profesjonalizmem, ale dla mnie była jak przyjaciółka. Oczywiście druga w kolejności, zaraz za Adeliną. 
- Śmierdzi! - zauważyłam. - Okropnie...
To były ostatnie słowa, zanim pociągnęło mnie na wymioty i leciałam biegiem w stronę apartamentu. Ledwo dotarłam do łazienki i zwymiotowałam śniadanie do WC.
Przymknęłam oczy i osunęłam się lekko na ziemię. Przymknęłam na chwilę oczy i wzięłam kilka głębokich oddechów. Wymioty to najgorsza rzecz świata. 
- Wasza Wysokość, wszystko w porządku? - zapytała przestraszona Inga. - Zadzwonię po lekarza.
- Nie - zaprotestowałam. - Ostatnio jestem strasznie zmęczona. Myślę, że muszę po prostu odpocząć.
Wymioty.
Wrażliwość na zapachy.
Zmęczenie i senność.
Miesiączka...Zaraz kiedy miałam ostatni okres? Otworzyłam szeroko oczy, bo to było jakieś trzy miesiące temu i ja tego nie zauważyłam!?
Ciąża to jedyne, co przyszło mi na myśl. 
- Przynieś mi kluczyki do auta, szybko! - rozkazałam, a sama wstałam z ziemi i umyłam zęby. - Jadę do szpitala - poinformowałam.
- Zawiozę Cię - zaproponowała wyraźnie zmartwiona, przez co zapomniała o zwrotach grzecznościowych. 
- Zgoda, możesz jechać, ale musisz mówić do mnie po imieniu.
- Ależ Wasza Wysokość! - zaprotestowała.
- Nie Wasza Wysokość, tylko Aniela. - Uśmiechnęłam się promiennie, chociaż to nie była pora na uśmiechy. - Poza tym przed chwilą powiedziałaś do mnie na ty, więc teraz też tak musisz robić. To nic trudnego.
Pokręciła głową i wyszła za mną. Władowałyśmy się do auta i już po chwili wysiadłam przed szpitalem. Zapomniałam tylko, że wchodząc do niego wywołam niezłą furorę. Wyciągnęłam więc telefon i zadzwoniłam po pomoc do Adelina, która po skończeniu medycyny zaczęła rezydenturę w szpitalu.
- Musisz się streszczać, bo nie mam czasu - odebrała po trzech sygnałach. - Halo, Aniela!
- Potrzebuję wizyty u ginekologa, ale nie mogę wejść od tak do szpitala, bo zlecą się media...
- Jesteś w ciąży?! - Nawet przez telefon słyszałam jej zdziwienie. - Znaczy, no to już najwyższa pora! Spotkajmy się przy tylnym wejściu.
Poinformowałam Ingę o tym, co ustaliłam z Adeliną i ruszyłyśmy w stronę tylnego wejścia. Szłyśmy w ciszy, która z każdą sekundą coraz bardziej mi przeszkadzała.
- Dlaczego idziesz z tyłu? - zapytałam dziewczynę, która wyraźnie się ociągała.
- Wolałabym żeby Adelina mnie nie widziała - poinformowała.
- Dlaczego? - zapytałam, ale po chwili wpadłam na powód. - Umawiasz się z Iwo?
- Nie wiem, czy można to tak nazwać...
- Adelina to jego siostra, więc czemu chcesz się przed nią ukrywać? - zapytałam, nie rozumiejąc jej myślenia.
- Wydaje mi się, że ona mnie nie lubi...
- Tylko Ci się wydaje - odpowiedziała jej Adelina poważnym głosem. Już czekała na nas pod wejściem i usłyszała fragment rozmowy. - Ale zostawmy sprawy rodzinne na inny czas...Teraz pora zająć się tą dwójką - powiedziała i wskazała brodą na mój brzuch.
I miała rację. Ginekolog także stwierdził, że była nas dwójka. Nosiłam pod sercem dziecko Ksawiera. Czy byłam z tego powodu szczęśliwa? Jasne, ponieważ zostanę mamą, a dziecko jest tylko dowodem miłości jaką dzielę z Ksawierem. Martwiło mnie tylko jedno, jak ja wytłumaczę to rodzicom? W moim świecie minęło tylko trzy miesiące, a tutaj pięć lat. To było niemożliwe do przejścia.
Po powrocie ze szpitala zaszyłam się w apartamencie i cierpliwie czekałam na powrót męża, który powinien dzisiaj wrócić z Makumonii. Zgadza się, Makumonia została wcielona i teraz tworzyła jedność z naszym państwem, ale Ksawier często wybierał się w podróże, żeby mieć na oku całe państwo. Czasami wybierałam się z nim, ale tym razem sobie odpuściłam.
Stałam i wpatrywałam się w zdjęcia z mojej koronacji i naszego ślubu, które ozdabiały jadą ze ścian. Wydawało mi się, że to było tak niedawno, a minęło już pięć lat. 
- Wróciłem! - oznajmił Ksawier i od razu złapał mnie w objęcia. - Jak dobrze Cię widzieć! Strasznie tęskniłem.
- Muszę Ci coś powiedzieć...- zaczęłam. - Ogólnie to już niedługo będzie nas trójka.
- Zaprosiłaś kogoś? - zdziwił się. 
- Nie głupku! Zostaniemy rodzicami - uściśliłam. 
- Mówisz serio? - zapytał i odsunął się do tyłu. Otaksował mnie wzrokiem z góry na dół. - Wcale nie przytyłaś!
- Serio, serio! - potwierdziłam. - To już końcówka trzeciego miesiąca.
- Czyli, czyli...Czyli za sześć miesięcy zostanę tatą! - Otworzył szeroko oczy, w których zapłonęła radość. - Zostanę tatą! Aniela, zostanę tatą! - powtórzył jeszcze kilka razy, po czym wziął mnie na ręce i okręcił z radości. 
- Wiem Ksawier, wiem - próbowałam uspokoić jego radość. - Uspokój się na chwilę, bo mamy ogromny problem.
- Coś nie tak z dzieckiem? - zapytał zaniepokojony.
- Z dzieckiem wszystko w porządku, ale z jego ojcem będzie tragicznie, jak moja mama się o wszystkim dowie - powiedziałam i radość zniknęła z jego oczu. - Musimy iść i powiedzieć o wszystkim moim rodzicom. 
- Tak, tak powinniśmy zrobić. - Pokiwał mechanicznie głową. - Miejmy nadzieję, że zastaniemy babcię Zosię. Ile to już minęło? 
Był tak zestresowany, że wypowiadane przez niego słowa nie miały żadnego sensu. A co dopiero miałam zrobić ja?
- Pięć lat, czyli jakieś trzy miesiące u mnie - odpowiedziałam po szybkim przeliczeniu. 
- Daj mi pięć minut i możemy się przenieść do twojego świata - oznajmił i odszedł na chwilę, wyciągając telefon.
Ja za to podeszłam do półki z książkami i sięgnęłam po tą, która była w stanie przenieść nas do mojego świata. Ksawier już po chwili trzymał mnie za rękę i przenieśliśmy się prosto do domu staruchy. 
Po przeanalizowaniu wszystkiego postanowiliśmy wsadzić mi poduszkę pod bluzkę, żeby choć trochę powiększyć mój brzuch. Planowałam powiedzieć, że byłam już w ciąży podczas naszej pierwszej wizyty w domu, czyli powinnam wyglądać na jakiś siódmy miesiąc. Potem zawsze można powiedzieć, że urodził się wcześniak. Wolałam nie informować rodziców o dwóch światach, bo to nie było na moje nerwy. 
Już po chwili pukaliśmy w drewniane drzwi, które otworzyła babcia Zosia.
- Anielka! Ksawier! Niech no was uściskam! - Rzuciła się na nas.
- Gdzie rodzice? - zapytałam zdziwiona, że to ona otwiera nam drzwi. 
- Pojechali na zakupy. Zaraz powinni wrócić - odpowiedziała i spojrzała na mnie podejrzanym wzrokiem. - Wejdźcie do środka. Kobieta w ciąży nie powinna marznąć.
- Skąd wiesz? - zapytałam.
- A więc miałam dobre przeczucie? - zaśmiała się radośnie. - Bóg mi to podpowiedział.
Przewróciłam oczami i weszłam do środka. Znowu zaczynała się jazda z religią.
Ksawier cały czas milczał, ale po chwili się odezwał, a w jego głosie było słychać ogromną desperację:
- Potrzebujemy babci pomocy.
- W czym kochani? Tylko powiedzcie, a zrobię wszystko żeby wam pomóc.



- Ksawier! Ksaaaawier! Zabiję Cię! Spróbuj mnie jeszcze kiedyś dotknąć to Cię rozszarpię! Słyszysz?!
- To już?! - zapytał głupio, chociaż słyszał pełen bólu, głos swojej żony. - Nic się nie martw! Będę na czas! - Rozłączył się zanim usłyszał więcej przekleństw od Anieli. Podniósł się z krzesła. - Musze panów przeprosić. Odłóżmy tą rozmowę na inny termin.
- Dlaczego?! - oburzył się jeden z ministrów.
- Żona mi rodzi - odpowiedział i dosłownie wybiegł z sali narad. 
Obecnie przebywał w Makumonii na jednej z konferencji, której tematu nawet nie pamiętał. Tak zestresował się porodem Anieli i tym, że znajdował się od niej jakieś dwie godziny drogi. Nawet nie wiedział już jak się nazywał. 
Wsiadł do auta i ruszył z piskiem. Tak szybko nie jechał chyba nigdy w życiu. Łamał wszystkie możliwe przepisy, ale miał to daleko w dupie, ponieważ śpieszył się do żony i córki, która zaraz miała przyjść na świat. 
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie patrol policji, który kazał mu zjechać na pobocze.
- Poproszę wysiąść i zapraszam do radiowozu. Niech pan weźmie ze sobą dokumenty - powiedział policjant, który zaglądał przez rozsunięte okno.
- Panie policjancie, zrobiłbym to, gdyby nie śpieszyło mi się...Bo widzi pan, żona mi rodzi - tłumaczył Ksawier i przeklinał pod nosem, mijające minuty.
- Ten tekst słyszę codziennie i jak pan myśli, jak często on działa? - policjant zakpił z Ksawiera.
- A jak często chce pan wsadzić mandat królowi? - odparł Ksawier i ściągnął okulary przeciwsłoneczne. 
Policjant momentalnie się wyprostował, przeprosił i puścił Ksawiera wolno. Król zdziwił się, że poszło tak łatwo, ponieważ w dalszym ciągu znajdował się na terytorium Makumonii, gdzie jeszcze nie wszyscy go akceptowali.
Dalsza droga przebiegła bez żadnych przerw i opóźnień. Ksawier zatrzymał auto przed szpitalem i pędem wbiegł do szpitala. Podbiegł do windy, ale stwierdził, że nie może tak długo czekać. Wybrał się więc schodami i z językiem na brodzie pokonał dziewięć pięter. Dosłownie wczołgał się na oddział ginekologiczny.
- No w końcu! - Victor podszedł do Ksawiera i pomógł mu usiąść na krzesłach w poczekalni. - Za chwilę będzie po wszystkim.
Ksawier rozglądnął się dookoła i zastał wszystkich. Adelina, Victor, Iwo i Inga. Wszyscy siedzieli i czekali na narodziny jego dziecka. 
Nagle ich uszom dobiegł okropny krzyk. Ksawiera sparaliżowało, kiedy rozpoznał głos swojej żony.
- Spokojnie, teraz i tak jest już lepiej - zapewniła go Adelina. - Wcześniej było gorzej.
Zamknął oczy i zaczął się modlić o siłę dla swojej żony, która przeżywała teraz najgorsze katusze. Aniela była silna, ale poród to nie była przeszkoda, którą można było pokonać od tak.
- Może powinienem do niej wejść? - zaproponował. 
- Odradzałbym Ci to - zaśmiał się Iwo. - Mógłbyś nie wyjść stamtąd żywy.
- Stary tyle przekleństw, które wypowiedziała Aniela pod twoim adresem, to nie usłyszysz już nigdy w życiu - powiedział rozbawiony Victor. - No chyba, że zdecydujecie się na drugie dziecko, ale wątpię czy Aniela da Ci się jeszcze dotknąć...
Czekanie na wieści wraz z akompaniamentem krzyków Anieli było najgorszą rzeczą. Ksawier jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradny. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Raz siedział i zatykał oczy i uszy, potem wstawał i robił rundki wokół korytarza, gdzie przyglądało mu się mnóstwo ludzi. 
- Wchodzę tam! - oznajmił. - Dłużej tego nie wytrzymam! 
- Daj jej jeszcze chwilę - przekonywała go Adelina. - Aniela, da sobie radę!
- Jak ona ma dać radę?! Krzyczy tak głośno, że słyszy ją cały szpital - westchnął zmartwiony. 
Usiadł z powrotem na krześle i zaczął kołysać się w przód i w tył. Zastanawiał się czy Aniela cierpiała bardziej podczas pobytu w więzieniu, czy podczas porodu? Boże on czasami był dla niej okropny i niemiły, a początek ich znajomości był straszny. A Aniela rodziła teraz jego córkę i cierpiała tak strasznie, że nie mógł już tego słyszeć.
Po chwili krzyki ucichły i wszyscy usłyszeli cichutki płacz dziecka. Ksawier poderwał się z krzesła i stanął przed drzwiami, z których wyszła lekarka.
- Wasza Wysokość, masz bardzo dzielną żonę. - Uśmiechnęła się. - Macie piękną i zdrową córką.
- Kiedy będę mógł je zobaczyć? - To było jedyne, co chciał teraz wiedzieć.
- Proszę poczekać chwilę - powiedziała tylko tyle i znowu zniknęła.
Ksawier westchnął i z powrotem opadł na krzesło. Było już po wszystkim, po wszystkim...
- Gratulacje stary! Własnie zostałeś ojcem - zawołał do niego Victor, a potem w jego ślady poszła reszta. 
- Dziękuje wam, że byliście tu ze mną - wyznał szczerze. Był pewien, że gdyby nie przyjaciele to chyba by tu zemdlał. - Sam nie dałbym rady. 
- Nie ma sprawy. - Adelina poklepała go po plecach. - To wy tu czekajcie, a ja muszę wracać, bo praca na mnie nie poczeka.
Victor poszedł za dziewczyną, a Iwo zniknął gdzieś na chwilę z Ingą. I tak oto Ksawier został sam ze swoimi myślami. Nawet nie wiedział kiedy i po jakim czasie pojawiła się pielęgniarka i powiedziała, że może już zobaczyć swoje dziewczyny. 
Wstał więc z krzesła i na drżących nogach poszedł za pielęgniarką, która zaprowadziła go do sali VIP. Wszedł na paluszkach, ponieważ poinformowano go, że Aniela śpi. Podszedł więc do łóżeczka, w którym spała jego córka. Popatrzył na maleństwo, które dopiero co przyszło na świat. To było niesamowite, ale mała dziewczynka już skradła jego serce. 
Nachylił się nad żoną i pocałował ją czule w głowę. 
- Dziękuję - szepnął i okrył ją szczelnie kołdrą.
- Julka - wyszeptała Aniela, która uchyliła oczy. Wyglądała na wycieńczoną. - Nazwijmy ją Julka. 
Uśmiechnął się i przytaknął głową. Nieważne jak dziecko będzie się nazywało, ważne że będą szczęśliwą i kochającą się rodziną. 


_________________________________________________________________

Koniec :D Napisałabym, że w końcu, ale teraz ciężko pożegnać mi się z tą stworzoną przeze mnie bandą. 
Dziękuję tym, których nie zanudziłam i zostali do końca. Wasze komentarze były dla mnie ogromną motywacją <3
A więc może do zobaczenia pod kolejnym opowiadaniem? Zapraszam --> Znając przyszłość
Prolog pojawi się jakoś na dniach, a na razie proponuję zapoznać się z zakładkami.
To do zobaczenia pod waszymi rozdziałami i jeszcze raz dziękuję za komentarze,
N