niedziela, 29 kwietnia 2018

#5

Obecność Ksawiera podczas spotkania Rady Ministrów wywarła ogromne zaskoczenie dla wszystkich zebranych. Widząc króla, który po długiej nieobecności pojawił się w Sali Narad, wszyscy zamilkli. Chłopak był pewny, że wszyscy przyzwyczaili się do widoku Liliany, która robiła z tymi matołami, co tylko chciała. Jak udało jej się sprawić, że godzili się na wszystko?
Ksawier wszedł wolnym krokiem i rozglądał się dookoła. Sala nic się nie zmieniła od czasów początków jego panowania, kiedy to starał się wymyślić z tą bandą staruchów, jakieś sensowne rozwiązanie konfliktu, który powstał z Makumonią. Niestety mężczyźni byli bezużyteczni i nie pomogli mu w żaden sposób, a wręcz przeciwnie zmusili do małżeństwa z Lilianą. Twierdzili, że zapewni to same pozytywne korzyści dla państwa. 
- I co nadal uważacie, że małżeństwo z księżniczką Makumonii, było słusznym posunięciem? - zaczął i nie mógł powstrzymać uśmiechu pod tytułem miałem rację, który pojawił się na jego twarzy. Może gdyby wtedy zdecydowali się mu pomóc wyplątać, z tej chorej sytuacji, to państwo funkcjonowało by prawidłowo. - Wasza pozytywne korzyści odbijają się teraz na moim ludzie - powiedział i usiadł na swoim miejscu. 
Ogromny fotel, który miał pokazywać, kto jest najważniejszą osobą w tym miejscu, wcale nie był wygodny. Chociaż chłopak musiał przyznać, że siedziało się na nim lepiej niż na tronie. Wyciągnął ręce na stół i patrzył na swoich ministrów, których miny przedstawiały bardzo wiele emocji.
- To nie przez małżeństwo lud teraz cierpi, tylko przez nieobecność ich króla. - Ciszę przerwał mężczyzna w średnim wieku. Patrzył odważnie w stronę króla. Ksawier przyjrzał się osobie, która nie bała się zabrać głosu. - Panie, twoje zaniedbanie swoich obowiązków wpłynęło na obecną sytuację w państwie.
- Prawda - zgodził się Ksawier, który zaskoczył swoją reakcją resztę. - Jestem królem, czyli osobą sprawującą najważniejszą funkcję w państwie. Przez moją niedyspozycję, władzę przejęła moja żona, która robiła z wami co tylko chciała - kontynuował swój wywód. Teraz już się ich nie bał. Musiał sobie z nimi poradzić, dla dobra Anieli. - Kto wytłumaczy mi, jak to się stało, że królowa wprowadziła tyle niekorzystnych zmian, a wy na to przystaliście?!
Pytanie zawisło w powietrzu. Mierzył wzrokiem każdego siedzącego przy stole. Był ciekawy, kto tym razem zabierze głos i zacznie się tłumaczyć. 
- Jest ona żoną, aktualnego króla i nosi tytuł, który odpowiada Twojemu tytułowi Wasza Wysokość. - Głos zabrał staruszek, który siedział zaraz po prawej stronie króla. 
- Z tytułem królowej nie wiąże się żadna władza! Została koronowana, bo tak sobie życzyliście. Chcieliście poszerzyć granice królestwa poprzez unię zawartą podczas ślubu. - Ksawier wyrzucał swoją frustrację i złość, na wszystkich obecnych i winnych tej sytuacji. - Zmusiliście mnie do małżeństwa, z którego chciałem się wycofać! A teraz nie ma żadnej unii, ponieważ Makumonia dosłownie nas pożera. A to wszystko przez waszą głupotę i przystawanie na każdy pomysł królowej!!!
- Wasza Wysokość Ty nie byłeś osiągalny, więc w tym przypadku, to królowa przejęła funkcję głowy państwa.
Ksawier był świadomy swojej winy. Gdyby nie popadł w depresję po rozstaniu z Anielą. Gdyby darował sobie ten alkohol i gdyby miał wtedy chociaż jedną osobę po swojej stronie, to może udałoby mu się to wszystko zatrzymać. A przynajmniej sprawić, że tyle hołoty z Makumonii, nie krzątałoby mu się pod nogami. 
- Ja nie usprawiedliwiam swojego zaniedbania - zaczął, ale nagle się rozmyślił. Dlaczego tylko on miał ponosić konsekwencje? - Ja po prostu pytam, dlaczego siedzieliście jak kołki, kiedy królowa wprowadzała swoją politykę?! Dlaczego zgodziliście się żeby pałac był pełen szumowin z Makumonii?! Zapomnieliście już o naszej historycznej przeszłości?! 
Historia tych dwóch państw była bardzo ciekawa,  ale nie stanowiła niczego oryginalnego. Oba kraje ścigały się na arenie międzynarodowej i podbijały się nawzajem. Dlatego, kiedy Liliana zaczęła sprowadzać tu większość ludzi z Makumonii, to było to bardzo niebezpieczne. Ksawier obawiał się, że jego państwo zostanie wchłonięte i zniknie z mapy. Tego nie mógłby sobie wybaczyć.
- Ludzie Ci nie zajmują żadnych ważnych stanowisk - tłumaczyli się mężczyźni, którzy powinni teraz sikać w majtki, ponieważ w młodym królu obudziła się ogromna złość.
- Jeszcze! Nie zajmują jeszcze ważnych stanowisk! - Dłoń Ksawiera wylądowała na stole. Mocne uderzenie wyprostowało każdego członka rady. - Gdybym nie wrócił dzisiaj, to pozwolilibyście królowej na wszystko. A wiecie czym by to się skończyło!? 
- Wasza Wysokość zasługujemy na śmierć! - Tylko jeden człowiek przestraszył się diabła, który obudził się w chłopaku. 
Król pokiwał z aprobata głową. Co z resztą? Powinien ich bardziej przycisnąć? 
- Postaramy się to wszystko naprawić! - złamał się kolejny. - Wybacz nam panie!
- Jak zamierzacie to naprawić? Czekam na propozycję - poinformował i cofnął się na krzesło, z którego musiał wstać, kiedy się zdenerwował. Usiadł wygodnie i czekał aż jego ministrowie zaproponują coś sensownego. - Jeżeli nic nie wymyślicie, to ktoś będzie musiał wziąć za to odpowiedzialność. Gwarantuje wam, że wtedy polecą głowy - zachęcił ich poprzez groźbę, bo wiedział że to zadziała.
Trzeba było szybko przystąpić do działania i ograniczyć Lilianie możliwość manewru. Był pewien, że ktoś z obecnych na pewno jest jej informatorem i doniesie dziewczynie, co się dzisiaj działo.
- A może to Wasza Wysokość zaproponuje coś od siebie? - odezwał się odważny mężczyzna, który już na początku wykazywał wyraźną opozycję w stosunku do młodego władcy. - Poniekąd to przez tą dłuższą niedyspozycję wszystko tak się potoczyło...
Mężczyzna zaskoczył kompletnie rozkojarzonego Ksawiera, który wędrował teraz w swoich myślach, zastanawiając się co ma zrobić ze swoją żoną. Przeniósł na niego wzrok i milczał dłuższą chwilę. 
- Skoro lud cierpi, to powinienem mu to wynagrodzić - zaproponował Ksawier. - Proponuję żebyście wymyślili jakąś możliwość, w której mógłbym spotkać się z moim najbardziej potrzebującymi poddanymi - powiedział i wstał. Powinien to przedyskutować z Victorem. - Na dzisiaj to wszystko. Do następnego spotkania przygotujcie kilka propozycji.
Zerwał się z krzesła i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia z sali. Musiał jak najszybciej skonsultować się ze swoim doradcą. Podwinął rękawy swojej czarnej koszuli i pchnął drzwi, który otwierając się ukazały mu Victora.
- Właśnie do Ciebie szedłem - poinformował go.
- Sam król chciał się pofatygować do mnie? - Victor zaczął iść przed siebie. - Chodź! Też chciałem z Tobą porozmawiać, ale nie będziemy robić tego tutaj.
Sam chciał porozmawiać z Ksawierem? To musiało być coś ważnego, ponieważ oni nie spotykali się w celach towarzyskich. Ich spotkania miały tylko jeden cel, a było nim konsultowanie i informowanie siebie nawzajem o ważnych rzeczach.
- Poprosiłem tych matołów, o znalezienie jakiegoś sposobu żebym miał kontakt z poddanymi. Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytał, chcąc ukryć swoje wahania w głosie. Nie chciał wyjść na niepewnego.
- Tak, tego Ci potrzeba żeby umocnić swoją pozycję. Twoi poddani zaczęli wątpić w swojego króla, który pozwolił by jego państwo stało się podległe Makumonii - wyjaśnił mu Victor. - Poza tym dobrym przykładem są buntownicy, którzy nie powstali, bo jesteś cudownym władcą. Wręcz przeciwnie.
- Dlatego chciałem to z Tobą przedyskutować. - Król pokiwał głową ze zrozumieniem. - Zobaczę, co mi zaproponują. Muszą coś wymyślić, jeśli nie chcą ponieść konsekwencji.
- Groziłeś im? - Królewski doradca spojrzał na niego zaskoczony. - Musisz uważać, co mówisz w ich towarzystwie. Jak wiesz spędzili dużo czasu z Lilianą, która rządziła nimi, jak marionetkami. 
- Wiem. Ciężko się z nimi rozmawiało - podsumował Ksawier. Nie był do końca przekonany, że trudy w komunikacji z ministrami były spowodowane jego długą nieobecnością. Osobiście obstawiał coś innego. - Podejrzewam, że królowa ma w Radzie swoich ludzi.
Weszli do apartamentu, który stał się gabinetem królewskiego doradcy. Ksawier z zawiedzeniem spostrzegł, że nie ma w nim Anieli. Bardzo chciał ją zobaczyć, ale nie miał zamiaru pytać Victora o jej lokalizację. 
- Też tak myślę - przyznał mu rację chłopak. - Postaram się zlokalizować ludzi Liliany. Lepiej żebyśmy wiedzieli, na kogo trzeba uważać. Potem wymyślimy, jak się ich pozbyć.
- Chciałbym żebyś brał udział w posiedzeniach Rady Ministrów - poinformował go Ksawier. - Chociaż mówię to niechętnie, to jesteś całkiem przydatny. Dobrze by więc było żebyś był po mojej stronie podczas narad, kiedy muszę walczyć z tymi kołkami.
Oboje nie wiedzieli, czy to właśnie teraz nastąpił przełom w ich relacji. Mogli jednak stwierdzić, że faktycznie walka po tej samej stronie była całkiem przyjemną rzeczą.
- To należy do moich obowiązków, więc następnym razem będę obecny - Victor podszedł do krzesła i zdjął płaszcz, który miał na sobie. Ksawier dopiero teraz to zauważył i dotarło do niego, że chłopak musiał być gdzieś wcześniej. - Załatwiałem sprawy w firmie - wytłumaczył Victor widząc pytający wzrok króla. 
- Prezes nie ma łatwo - mruknął Ksawier. Ich sytuacje były bardzo podobne, tyle że na barkach króla leżała odpowiedzialność za całe państwo. - Co chciałeś mi wcześniej powiedzieć?
- Możliwe, że będziemy musieli przygotować się do wojny - powiedział i przerwał kiedy zobaczył reakcję Ksawiera. Wyglądał jakby wyszedł z siebie i stanął obok. - Informatorzy, których wysłałem do Makumonii donieśli mi, że brat Liliany jest bardzo w złym stanie. Praktycznie leży już na łożu śmierci.
Ksawier miał wrażenie, że zaraz nogi się po nim ugną. Usiadł więc na krześle, które stało naprzeciwko biurka Victora. Doradca królewski zrobił to samo. 
Brat Liliany, był aktualnym monarchą panującym w Makumonii. Nie miał niestety potomka, dlatego ślub Liliany z Ksawierem był równoznaczny z unią obu państw. Niestety fatalny stan króla Makumonii oznaczał, że Liliana ze swoją zaciętością i polityką pro-makumońską, którą już zdążyła im pokazać, nie zgodzi się by to Ksawier przejął władzę nad oboma państwami.
- A więc pokojowe rządy trzech poprzednich królów skończą się wojną, która będzie miała miejsce podczas mojego rządzenia... - powiedział Ksawier w powietrze. Słowa nie były skierowane do Victora. To był jego prywatny wniosek.
- Niekoniecznie, to musi się wydarzyć, ale jest bardzo prawdopodobne. Dlatego, chciałem ci zaproponować, żebyś zlecił reorganizację wojska - oznajmił Victor. - Niestety jest to koniecznie, bo jak wiesz Makuminia już od dłuższego czasu szkoli swoich żołnierzy.
- Ich żołnierze, to połowa naszych ludzi, którzy zostali porwani - głos Ksawiera wyrażał ogromną żałość. W końcu nadejdzie czas, kiedy Makumonia poniesie konsekwencje, za swoje nielegalne czyny. - Wydam rozkaz, ale zrobimy to w tajemnicy. Lepiej żeby Liliana jeszcze się nie dowiedziała.  Podniósł się z krzesła i chwiejnym krokiem ruszył w stronę swojego apartamentu. 
Miał wrażenie, że zaraz się przewróci. Chciało mu się płakać i krzyczeć. Czuł się taki bezradny. Przez jego nieudolne rządy, będzie musiał skazać tysiące ludzi na cierpienia. Co powiedział by na to ojciec? Staruszek prowadził politykę pokoju. A jego syn ledwo zasiadł na tronie i szykuje się wojna.
Otworzył drzwi ostatkami sił, które wyparowały z niego wraz z informacją nadchodzącej wojny. Jego oczom ukazała się utęskniona sylwetka Anieli. Dziewczyna czekała na niego, a kiedy go zobaczyła to podbiegła do niego. 
- Czekałaś na mnie? - zapytał ucieszony jej widokiem. 
- Tak - pokiwała głową. Uśmiechnął się lekko, ale jego ciało nie podzieliło tego, ponieważ nagle świat zawirował mu przed oczami. Obraz stał się zamazany i poczuł, że leci do przodu, jak kłoda. - Ksawier! Co się dzieje? - Aniela złapała go i przyciągnęła do siebie.
- Muszę po prostu chwileczkę odpocząć - mruknął.
Dziewczyna pomogła mu w przejściu i usadziła go na sofie. Miękkie poduszki, które spotkały się z jego plecami sprawiły, że chłopak się odprężył i złapał spokojnie oddech. Zniknęła na moment i pojawiła się po chwili ze szklanką wody.
- Pij - rozkazała, więc zrobił to co chciała. Chwycił naczynie i wypił wodę. - A teraz powiedz, co Ci się stało? Dlaczego nagle mi zemdlałeś?
Jej troska sprawiła mu przyjemność. Świadomość, że myśli dziewczyny się nim opiekowały, dały mu poczuć o jej miłości, którą ciągle go darzyła.
- Tęskniłem za Tobą - wyznał i dotknął jej policzka ręką. Chciał sprawdzić, czy faktycznie jest prawdziwą Anielą. Czy przypadkiem znowu nie zniknie mu sprzed oczu.
- Ksawier, nikt nie mdleje bez powodu! - mówiła uparcie. Położyła swoją dłoń, na jego, która nadal dotykała jej ciepłego policzka. - Ojciec Adeliny powinien Cię zbadać!
- Zapomniałem zjeść śniadania. To było zwykłe zasłabnięcie - skłamał. Nie chciał jej mieszać w tak poważne sprawy. Liczył na to, że i Victor nie wprowadzi jej w swoje obawy o nadchodzącej wojnie. - Nie musisz się o mnie martwić, chociaż skłamałbym mówiąc, że mnie to nie cieszy.
Nie chciał by dziewczyna angażowała się w to wszystko. To już były poważne sprawy, których nie mogła rozwiązać licząc na swoje szczęście, które zawsze udowadniało, że jest nieśmiertelna. Nie tym razem. Z armią wojsk nie mogła wygrać, a gdyby spróbowała to wiedział, że by ją stracił. Drugiego razu już by nie przeżył.
- Dlaczego nie zjadłeś śniadania?! Przecież to najważniejszy posiłek!
Robiła mu awanturę z malutkiego śniadania, którego faktycznie nie zjadł. Gdyby tylko wiedziała, jak żył kiedy od niego odeszła. Sam alkohol i rzadka przekąska pozwalały mu przetrwać. 
- Wróciłem do rzeczywistości - pogładził ją kciukiem. - Niestety obowiązki króla, nie pozwalają na wolny czas. 
- Słyszałam, że dzisiaj oficjalnie wróciłeś na swoją pozycję. - Obdarowała go tak pięknym uśmiechem, że miał wrażenie, że serce zaraz mu wyskoczy. Tak bardzo cieszyło się widząc ten uśmiech, że był pewny, Aniela to jego jedyna. - Dlaczego cały czas gładzisz mnie po policzku?
- Sprawdzam czy jesteś prawdziwa - wyjaśnił. - Ciągle mam wrażenie, że to wszystko mi się śni.
Ściągnęła jego dłoń i chwyciła za obie ręce. Patrzyła intensywnie w jego oczy.
- Zawsze będę stała za Tobą, obiecuję - wyznała. - Już zawsze będę przy Tobie. Obok Ciebie, za Tobą i gdzie tylko chcesz.
- Ostatnim razem, jak obiecywałaś mi, że mnie nie zostawisz, to zniknęłaś oddając mi pierścionek - mówił, ale dziewczyna uciszyła go poprzez mocniejsze ściśnięcie jego rąk, które nadal trzymała.
- Nic takiego Ci nie obiecałam - mówiła zdenerwowana. - Powiedziałam, że nie odejdę od Ciebie dopóki sam tego nie zechcesz i tak też zrobiłam. Wiedziałam, że chciałeś wtedy poinformować mnie o ślubie z Lilianą, który był nieunikniony. Dlatego wolałam to zakończyć.
- Powiedziałaś, że będziesz gdzie tylko chcę - zmienił niewygodny dla niego temat. Rozstanie z Anielą było wydarzeniem, którego nie chciał wspominać ani powtarzać nigdy więcej. - A pode mną i nade mną też mogłabyś czasami być? 
- Opanuj się! - Dziewczyna puściła jego dłonie i podniosła się z sofy. - Musze już iść, bo mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Wiem już, że jesteś sekretarką Victora - oznajmił, ponieważ dziewczyna chyba w dalszym ciągu nie chciała go o tym poinformować. Sprawiło mu to lekki zawód. - Rozumiem, że twój szef nie jest wyrozumiałą osobą, więc leć. 
- Chciałam Ci powiedzieć, ale...
- Nie jestem zły - powiedział. Czuł się lekko dotknięty, ale tą wiadomość zostawił już dla siebie. - Mówiłaś, że jesteś zajęta, więc śmiało idź. 
- Nie omijaj posiłków. - Wbiła wzrok w podłogę. - Mimo, że jesteś królem, to dbaj o swoje zdrowie. Proszę.



Poprawiam czarną spódniczkę, która odsłania mi prawie całe nogi. Jest bardzo elegancka i bardzo mi się podoba, tylko jest strasznie niewygodna. A jak fatalnie się w niej siedzi! Cały czas martwię się, że odsłania za dużo. 
- Przestań ją tak poprawiać, bo ją zniszczysz - zwraca mi uwagę Victor, który wstaje z krzesła i zakłada płaszcz. - Wiesz ile mnie kosztowała?!
Przewracam oczami. Zastanawiam się jak długo będzie mi jeszcze wypominał, że został sponsorem mojej garderoby. Powinien się cieszyć, że ubrania nosi tak ładna osoba, jak ja. A jemu ciągle coś nie pasuje.
- Wybierasz się gdzieś? - pytam.
- Tak i ty też, dlatego wstawaj. - Posłusznie wykonuję jego polecanie. Zabieram torebkę i wkładam płaszcz. 
Przebieram nogami, nieźle się trudząc, żeby dogonić chłopaka, który wyszedł już z naszego biura. Jest dopiero szesnasta, a my już kończymy? I to mi się podoba!
- Gdzie idziemy? 
- Ja muszę wstąpić do firmy, na zebranie zarządu - wzdycha niezadowolony. - A Ty spotkasz się w moim imieniu z Adeliną.
- A mogę się z nią spotkać w swoim własnym imieniu? 
- Nie, bo nie wysyłam Cię na spotkanie towarzyskie - tłumaczy. - Idziesz tam, jako moja sekretarka. Adelina odkryła coś i chciała żebyśmy to zobaczyli. 
Victor jako zapracowany człowiek, harujący w dwóch miejscach nie może się tam udać. Więc ja pójdę za niego. No i świetnie! Spotkam się przy okazji z dziewczyną. Tylko wolałabym to zrobić w wygodniejszych butach, bo botki, które mam na stopach są potwornie niewygodne. Cholerny dress code, który wymyślił sobie Victor, dla swojej sekretarki.
Chłopak wyciąga kluczyk i otwiera nowe auto, które sobie sprezentował w zamian, za to które musiał poświęcić ostatnim razem. Cóż pracuje, więc może sobie na to pozwolić. 
Wsiadam do sportowego audi i zapinam pas.
- Powieziesz mnie? - pytam z grzeczności. To oczywiste, że mnie podwiezie, bo nie rozważam innej opcji. 
- Tak, ale wrócić będziesz musiała sama, bo spotkanie w firmie skończy się późno - informuje mnie i wyjeżdża z podziemnego parkingu.
- Po co mi to mówisz? - Zastanawiam się, czy on naprawdę myśli, że interesuje mnie godzina, o której wróci. To, że chwilowo ze sobą mieszkamy, nie oznacza, że musimy się sobie spowiadać. To relacja właściciel-najemca, tyle że ja nie płacę.
- Myślałem, że będziesz ciekawa. - Zatrzymuje się na światłach i odwraca głowę w moją stronę. - Nie udawaj już takiej obojętnej. - Szturcha mnie w ramię.
- Zielone. Jedź - informuję i nie odpowiadam na jego zaczepki.
Nie chcę się wciągać w te jego gierki. Nie znam go za dobrze i tak naprawdę nie wiem co o mnie myśli i jakoś nie kusi mnie, żeby to zmieniać. Nasze relacje powinny być takie, jak są obecnie. Nie powinny ruszać w żadną stronę.
Włączam radio, żeby uniknąć dalszej rozmowy. Chłopak chyba zrozumiał moją niechęć, ponieważ aż do końca się nie odzywał. Zatrzymał się przed uniwersytetem.
- Pamiętaj, że będę późno. Nie czytaj mojego pamiętnika, który leży pod moją poduszką - żartuje sobie, kiedy wysiadam z auta.
- Jeśli chcesz żartować, to najpierw się tego naucz - mruczę, bo jego teksty wcale nie są zabawne.
Victor kręci głową niezadowolony i macha ręką Adelinie, która czeka na mnie oparta o ogrodzenie. Czarne audi ruszyło z piskiem i zostałyśmy same.
- Niezłe wdzianko - śmieje się ze mnie dziewczyna. - Nie jest ci zimno w tych rajstopkach? 
- Przestań się ze mnie wyśmiewać - przerywam jej dalsze żarciki.
- To dziwne widzieć Cię w takiej oficjalnej wersji - mówiąc to wykonuje gest cudzysłowu w powietrzu. 
Zgadzam się z nią w stu procentach. Spódniczki i sukienki nie należały do mojego stylu. Bluzy i jeansy, czasem swetry to w nich najlepiej się czułam. 
- Wymogi nowej pracy - wzdycham. - Słyszałam, że masz nam coś do przekazania. 
- Najpierw Ci pokażę, żebyś zobaczyła to na własne oczy, bo inaczej mi nie uwierzysz.
Ruszamy wolnym krokiem, dzięki któremu mogę przyglądnąć się całemu kampusowi. Moje oczy podziwiają nowoczesne budynki, w których znajdują się przeróżne wydziały. Fajnie musi być studiować w takim miejscu.
- Jak Ci idzie na studiach? - zagaduję dziewczynę. Przypomina mi się, że zaczęła studiować medycynę, która nie należy do łatwych kierunków. 
- Pomału do przodu. - Zaśmiała się sucho. Zaczynam się zastanawiać, czy jest tak ciężko, czy może to nie jest jej wymarzony kierunek? - Może uda mi się zaliczyć ten semestr. Chociaż przy takiej iloci nauki i szpiegowaniu dla was nie będzie to łatwe.
- Dasz radę - szturcham ją w geście pocieszenia. Jest zdolną dziewczyną, więc na pewno wszystko zda. - Radziłaś sobie w gorszych sytuacjach, więc czym przy tym jest jakiś egzamin?
- Jesteśmy - informuje mnie, kiedy stajemy przed starą, zardzewiałą bramą. 
Co to jest? Wejście do piekieł? Pchana przez nas bramka wydaje tak okropny dźwięk, że mam ochotę wyrwać sobie uszy. Budynek do którego weszły niczym nie przypominał tych nowoczesnych, którymi zachwycała się przed chwilą. Ten był ceglaną ruderą, do którego w życiu by nie weszła. Przeszły przez ogromne, czarne drzwi, które ukazały kolejną niespodziankę, którą były kanciaste, strome schody. Cudownie. W tych butach i z torebką w ręce ma gwarantowane spotkanie z ziemią. 
- Co to do cholery jest? - przeklęłam, kiedy wolniutko schodziłam schodami w dół. Trzymałam się mocno poręczy, która ratowała mi właśnie życie.
- Tutaj spotykają się buntownicy - szepnęła Adelina. - Mów ciszej, bo ktoś może być na dole.
Racja. Zapomniałam, że właśnie się skradały, a swoim głosem poinformowałam cały budynek o ich obecności.
Kiedy zeszłyśmy na dół, rozglądnęłyśmy się czy aby na pewno jesteśmy same. Podeszłam do drzwi  za Adeliną znajdujących się pod koniec . Dziewczyna szarpnęła za klamkę, ale drzwi były zamknięte.
- Czy ty myślałaś, że te drzwi będą otwarte? - Właśnie w nią zwątpiłam. To są buntownicy, którzy są nielegalną organizacją. Na pewno mają wiele rzeczy do ukrycia, więc dlaczego mieliby zostawiać otwarte drzwi? - Twoje umiejętności się pogorszyły...
- Nic się nie pogorszyły! Wczoraj drzwi były otwarte! 
Co za nieodpowiedzialność. Gdybym to ja była szefem buntowników, to pozamykałabym każdy tajny pokój na dziesięć spustów. Tak żeby nikt obcy nie mógł wejść. Sami zaufani ludzie, ale też po wczesniejszej kontroli. 
- Co ty? Masz zamiar otworzyć zamek wsuwką? - zapytałam, kiedy zobaczyłam, że Adelina majstruje przy zamku. - Takie rzeczy udają się tylko na filmach.
- Nie tylko, bo właśnie je otworzyłam - Adelina obejrzała się i wystawiła mi język.
Weszły do środka, w którym zastały kilka skrzynek. Adelina podeszła i otworzyła jeną z nich. Nachyliłam się i we wnętrzu zobaczyłam kilkanaście pistoletów. Cofnęłam się do tyłu. 
Dlaczego oni mają broń? 
- Wychodzimy! - oznajmiłam natychmiastowo. 
Musiałyśmy stąd zniknąć, bo jeżeli ktoś by nas tutaj zastał, to mogłoby się to źle skończyć. Zwłaszcza, że ja w tych butach niewiele mogłam zrobić. Zobaczyłam, co miałam zobaczyć, ale teraz tylko tego żałowałam.
Ulotniłyśmy się szybko z budynku i stanęły przed bramą, którą chwile temu wchodziły.
- Sama widziałaś - zaczęła Adelina. - Muszą coś szykować.
Broń służy do zabijania, więc cokolwiek szykują będzie to bardzo niebezpieczne. 
- Powinnaś przestać ich szpiegować. To niebezpieczne.
- Ktoś musi to robić. - Uśmiechnęła się blado. - Ja jestem na miejscu i powiedzmy, że mam doświadczenie w takich sprawach. Nie martw się.
- Uważaj na siebie - ostrzegłam ją. Naprawdę zaczynałam się o nią bać. Jeżeli ją przyłapią, to źle się to skończy. 
- Przekaż Victorowi, co widziałaś i powiedz, że musimy bardziej ich obserwować - poleciła mi Adelina. - Ja spróbuję się dowiedzieć, co planują.
Jej słowa tylko mnie przeraziły. Odkąd wróciłam do tego świata strach towarzyszył mi na każdym kroku. Tylko, że teraz sytuacja stała się poważna i niebezpieczne. Ruszyłyśmy w stronę z której przyszłyśmy, a na końcu uliczki spotkałyśmy Iwo.
- Co ty tutaj robisz? - Iwo i Adelina równocześnie wypowiedzieli to samo zdanie. 
Uśmiechnęłam się. Widać, że rodzeństwo.
- Znacie się? - skierował pytanie do mnie, ale nie odpowiedziałam zaskoczona, że mnie rozpoznał.
- Tak, to moja przyjaciółka - odpowiedziała Adelina, a mnie ucieszyły te słowa. To prawa byłyśmy przyjaciółkami. - A wy?
- Wpadliśmy na siebie ostatnio - odpowiedział jej chłopak. Adelina spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam kiedy jej o tym powiedzieć. - To nie może być przypadek...
Przypadki nie istnieją. Wszystkie rzeczy, które się zdarzają, mają jakiś cel. My znaliśmy się przecież od dawna, tylko Iwo nadal nie pamiętał. Szkoda, bo był ważną osobą, która zawsze pomagała mi w potrzebie.
- Skoro już wcześniej się poznaliście, to nie muszę was sobie przedstawiać - Adelina spojrzała na mnie znacząco. No co? Patrzyłam na nią tak samo. - W takim razie mogę was zostawić. Muszę lecieć, bo mam jeszcze ćwiczenia! Iwo zaopiekuj się dla mnie moją przyjaciółką - powiedziała i odeszła. Widziałam, ze zatrzymała się kawałek dalej i pomachała nam na pożegnanie.
I zostaliśmy sami. Ja i Iwo. Dwa przeciwne bieguny, ale podczas jego amnezji nawet dało się z nim rozmawiać bez głupiego dogryzania. Chociaż czasami brakowało mi tych jego złośliwości. Cóż Iwo był specyficzną osobą, której brakowało w pałacu. 
- Więc skąd znasz moją siostrę? - zapytał przerywając ciszę.
- Cóż - zaczęłam nie wiedząc, co powiedzieć. - Tak jakoś wyszło...
- Aha, to już wszystko wiem! - zaśmiał się. - Masz chwilkę czasu? - zapytał. 
Podciągnęłam rękaw żeby spojrzeć na zegarek. Było kilka minut po osiemnastej, więc tak miałam czas. 
- Tak się składa, że akurat mam. A co?
- Pójdziemy na kawę! - powiedział radosnym głosem. 
- Nie pijam kawy - zaśmiałam się. 
- To pójdziemy na herbatę! - Iwo z amnezja był strasznie pozytywną osobą. Jego humor udzielał się innym.
Ruszyliśmy więc w kierunku kawiarni, którą strasznie zachwalał. Zobaczymy, czy faktycznie była taka wspaniała, za jaką ją uważał.



- Młody król kazał wymyślić nam sposób jak może wynagrodzić swoim poddanym zaniedbanie, którego się dopuścił - zdawał relacje minister, który brał udział we wczorajszym posiedzeniu. Liliana uważnie słuchała i analizowała zachowanie Ksawiera. - Otwarcie też wyraził niechęć do Twojej osoby królowo oraz narodu z którego pochodzisz.
Zacisnęła rękę w pięść. Czuła jak długie paznokcie wbijają jej się w skórę. A więc jej mąż tak pogrywał. Odbierał jej autorytet, który gwarantowała jej pozycja królowej. Ciekawe, czy gdyby Aniela nie wróciła, to odważyłby się na takie kroki? 
- Spisałeś się - pochwaliła mężczyznę, który był po jej stronie. Musiała mieć swojego człowieka w Radzie, a to nie było wcale takie trudne. Większość opozycji króla dałaby się przekonać i przejść na jej stronę. - Możesz odejść.
Mężczyzna wstał i zgodnie z rozkazem opuścił jej komnaty. 
Liliana stanęła przy oknie i zaczęła zastanawiać się, co powinna teraz zrobić. Stukała palcami w parapet, który wydawał rytmiczne dźwięki. Może powinna wprowadzić wojsko z Makumonii? Nie, to jeszcze za wcześnie, na taki ruch. Jak więc powstrzymać Ksawiera, który z pewnością będzie nękał jej rodaków, których sama sprowadziła.
- Wasza Wysokość, przyniosłam kawę o którą prosiłaś - oznajmiła służąca, która pojawiła się w pokoju z tacką, na której leżała filiżanka i talerzyk ciastek. 
Odeszła od okna i usiadła przy stoliku. Złapała za ciastko, które wyglądało smakowicie. Miała nadzieję, że kilka słodkości poprawi jej humor. 
- Jak przedstawia się sytuacja? - zapytała dziewczyny, która poza rolą jej służącej miała obserwować, jak posuwa się relacja między Anielą i Ksawierem.
- Spotykają się ze sobą bardzo często - zdawała relacje dziewczyna. 
Liliana przełknęła kawałek ciastka i z niezadowoleniem stwierdziła, że nawet polewa z czekolady, która znajdowała się na słodkości nie była w stanie poprawić jej humoru, który bezczelnie psuła jej każda sprawa dotycząca Anieli. Ta dziewczyna niosła ze sobą złe fatum, które wisiało za każdym razem nad Lilianą. 
- A więc się spotykają... - uniosła filiżankę do ust i upiła łyka swojej ulubionej caffe latte. 
Dziewczyna nie zaprzeczyła, ale też nie miała nic więcej do powiedzenia, więc Liliana kazała jej odejść. Nie mogła stwierdzić, że jej służąca dobrze się spisała, bo informacje o tym, że ta dwójka się spotyka były bardziej niż oczywiste. Każdy w pałacu już to wiedział, przez co Liliana czuła się upokorzona. 
Od początku chciała zostać żoną Ksawiera, bo wiązało się to z pozycją królowej. Nie dostała od niego żadnych ciepłych uczuć, ponieważ podarował je jakieś kosmitce, która przybyła z innego świata. Myślała, że kiedy dziewczyna odejdzie, to może wtedy, po upływie jakiegoś czasu Ksawier zacznie traktować ją przyzwoicie. Podjęła to ryzyko i wzięła z nim ślub. Nie wiedziała, że ta decyzja będzie wiązała się z takim upokorzeniem i zranieniem. Wszystko skomplikowało się, kiedy jej własny brat zachorował. Wtedy musiała zrezygnować z marzeń o miłości, której i tak nigdy by nie otrzymała. Po śmierci jej brata, los Makumoni będzie leżał w jej rękach.
Skoro król pogrywa sobie w gierki na boku, to i ona mogła się zabawić i troszeczkę namieszać. Wykonała telefon i zgodziła się na wywiad w programie rozrywkowym, który od dawna błagał parę królewską o przybycie. 
Dopiła kawę i wyszła. Przejście do apartamentów królewskich zajęło jej zaledwie kilka minut. Otworzyła drzwi i weszła do środka. To tutaj mogłaby mieszkać, gdyby to ją Ksawier obdarzył uczuciami.
- Widzę, że czujesz się tutaj jak u siebie - głos Ksawiera, który siedział przy biurku i czytał jakieś dokumenty, przestraszył ją ogromnie. Wiedziała, że zastanie go w środku, ale i tak się wystraszyła. 
- Mogłam tutaj mieszkać...
- Tak, a z jakiej to racji? - zapytał wyraźnie rozśmieszony.
- Jestem Twoją żoną i powinniśmy dzielić razem ten apartament.
- Żoną jesteś tylko formalnie - odłożył papiery i wstał z krzesła. Zaczął iść w jej stronę, a ona nie mogła na niczym się skupić, ponieważ na sam widok chłopaka, jej serce wybijało szalony rytm. - W jakiej sprawie przyszłaś? 
Zastanawiała się, czy on chociaż przez chwilę myślał o niej jak o żonie. Jak o osobie z którą mógłby spędzić resztę życia. 
- Czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś? - Dopiero po chwili dotarło do niej co powiedziała. 
Chłopak stanął w połowie drogi i patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Wyglądał jakby właśnie zobaczył niedźwiedzia jadącego na rowerze.
- I przyszłaś tu po to żeby mnie o to zapytać? Nie masz nic innego do roboty?!
Tak się składa, że nie miała, ponieważ wraz z powrotem Ksawiera do normalności, odebrał jej wszystkie czynności, którymi zajmowała się dotychczas. 
- Odpowiedz. - Założyła dłonie na piersiach i czekała. - Chociaż tyle możesz zrobić.
- Kochałem Cię kiedyś za mocno i to był mój błąd, ale to już przeszłość do której nie mam zamiaru wracać - mruknął. - Jeżeli to wszystko, to wyjdź i nie zawracaj mi głowy pierdołami!
Jej uczucia były dla niego pierdołami. Tak mało teraz dla niego znaczyła. Patrzył na nią z odrazą w oczach. Sama była sobie temu winna. Może gdyby wtedy nie odeszła od niego, to teraz była by przez niego ubóstwiana, tak jak Aniela. 
- Przyszłam poinformować Cię, że za jakąś godzinę udzielamy wspólnie wywiadu.
- Jakiego wywiadu? 
- Dla jakiegoś talk show, do którego zapraszali nas od dawna, więc się zgodziłam - wzruszyła ramionami. Udawała przed nim jakby wcale tego nie zaplanowała.
- Dlaczego miałabyś decydować za mnie?! Nigdzie nie idę!
- Bo jestem twoją żoną - powtórzyła, tak bardzo znienawidzone przez niego słowa. Uniosła rękę do góry i poruszała palcami. Na jednym z nich błyszczała złota obrączka. - Powinieneś poprawić teraz swój wizerunek, jako władca, więc to dobry pomysł - przekonywała go. - Widzimy się za pół godziny na podziemnym parkingu. - Odwróciła się i ruszyła do drzwi. - Aha! Nie zapomnij ubrać swojej obrączki, bo idziemy tam jako małżeństwo.
Wyszła ucieszona, że na koniec tak mu dopiekła. Ksawier nie nosił obrączki dając jej do wiadomości, co znaczy dla niego to małżeństwo. Niestety dzisiaj będzie musiał ja założyć, bo wywiadu udzielą jako świeżo upieczeni małżonkowie. W końcu od ich ślubu minęło zaledwie dwa miesiące. 
Dziewczyna weszła pędem do swojego pokoju i od razu wparowała do garderoby. Musiała się przebrać, żeby wyglądać jak bóstwo. W końcu za chwilę będzie oglądać ją cały naród.
Założyła luźną, elegancką, sukienkę z wiązaną kokardą pod szyją. Stanęła przed ogromnym lustrze i dokładnie przyglądnęła się swojemu odbiciu. Bordowy należał do kolorów w których bardzo dobrze się prezentowała. Mimo, że była blondynką i niekoniecznie ten ciepły kolor do niej pasował, to ona dobrze się w nim czuła. Narzuciła czarne futro i wyszła.
Ksawier czekał na nią w aucie. Kiedy tylko wsiadła do środka, szofer ruszył.
- Nawet się nie przebrałeś - zauważyła mile zaskoczona. 
- A co, źle wyglądam? - zadrwił. Doskonale wiedział, że mu nie zaprzeczy, bo dla niej prezentował się zawsze dobrze. Czarna koszula w malutkie białe wzroki i skórzana kurtka dodawały mu tej nutki złego chłopca. - Przebrałbym się, ale musiałam jeszcze sprawdzić dokumenty.
- Nic nie szkodzi - odparła. Mimo, że się nie przebrał to i tak do niej pasował.
Resztę drogi przesiedzieli w ciszy. Każde z nich wpatrywało się w krajobraz za szybą. Liliana knuła w myślach, co powiedzieć podczas nagrania programu, żeby zdenerwowało do Anielę. Ksawier marzył o tym, żeby mieć już wszystko za sobą.
Auto zatrzymało się i szofer wyszedł. Otworzył im drzwi. Królewska para wysiadła przed głównym budynkiem największej stacji telewizyjnej w kraju. Szklany budynek odbijał mocno światło słoneczne.
- Idziemy? - zapytał Ksawier, który wyglądał na zdezorientowanego.
- Idziemy - złapała go za rękę i mocno przytrzymała, kiedy próbował się wyrwać. - Tutaj musimy być prawdziwym małżeństwem - powiedziała i uśmiechnęła się wrednie.
Po tych słowach chłopak przestał wierzgać rękami jak oszalały. Byli małżeństwem i przynajmniej tutaj musieli stwarzać pozory, ponieważ wiele oczu ich obserwowało. Uśmiechnęła się, kiedy wyczuła, że chłopak założył obrączkę.
Weszli do stacji, gdzie czekała już na nich jedna z pracownic. Zaprowadziła ich do garderoby, gdzie odpowiednie osoby zajęły się poprawieniem ich makijażu. Potem przypięli im mikrofony i zaczęło się. Nagranie wystartowało szybko, Liliana nawet nie zorientowała się kiedy, a już siedziała z Ksawierem na gościnnej kanapie. Trzymali się za ręce i dziewczyna upewniła się, żeby było to widoczne w kamerze. 
- Dzień dobry. Jak widzicie, dzisiaj w programie goszczę wyjątkowych gości - zaczęła prowadząca. - Dzisiaj, specjalnie dla was przeprowadzę wywiad z królewską parą.
Ogromne brawa przywitały wyjątkowych gości. Liliana spojrzała na Ksawiera, który uśmiechał się sztucznie. Widownia jednak tego nie wiedziała. Wszyscy myśleli, że są szczęśliwą parą, którą właśnie udawali.
- Dziękujemy za zaproszenie - odpowiedziała królowa. Bo tak własnie się czuła Liliana, w końcu ktoś traktował ją odpowiednio, do stanowiska, które zajmowała. - Ostatnio z mężem byliśmy zabiegani, ale udało nam się znaleźć trochę czasu, więc jesteśmy. 
Poruszyła brwiami patrząc wyzywająco na Ksawiera. I co teraz kochany mężusiu?
- Dobrze nie tracąc czasu, zadam pierwsze pytanie, które nurtuje cały naród. Jak czujecie się jako nowożeńcy? Nie będę ukrywać, że jesteście jedną z najpopularniejszych par, o których mało się mówi. Czyżbyście ukrywali się przed mediami?
- Nie jest łatwo być głowami państwa - odpowiedział Ksawier, który wyprzedził Lilianę zanim zdążyła zabrać głos. - Brak czasu i mnóstwo obowiązków, nie pozwalają nam na udzielanie się w mediach.
- Niedawno wzięliście ślub, a już nie macie dla siebie czasu. Jak sobie więc radzicie? Bo widzę, że miłość was nie opuszcza. - Prowadząca skinęła głową w kierunku ich złączonych rąk. Kamerzysta także uznał to za ważny element i skierował kamerę w tą stronę.
- O jejku, no tak bo wy nie wiecie - zaśmiała się sztucznie Liliana. - Ja i Ksawier znamy się od małego. Nasza miłość też trwa od bardzo długiego czasu, dlatego nie muszę się martwić o uczucia mojego męża, który traktuje mnie jak boginię. Pomimo, że na jego barkach spoczywają losy całego narodu, to i tak znajduje dla mnie czas. Na przykład dzisiaj zgodził się tu ze mną przyjść!
- O proszę! Tego nikt z nas by się nie spodziewał. Znacie się od małego, dlatego pewnie nie było problemów ze ślubem.
Ksawier puścił rękę Liliany i sięgnął po wodę, która leżała na szklanym stoliku. Napił się nerwowo kilka łyków. Liliana czuła się jak w niebie. W końcu mogła odegrać się na chłopaku za to jak ją traktował. Cieszyła się też, bo wiedziała, że Aniela na pewno oglądnie program.
- Oczywiście! Ślub był dla nas czystą formalnością - poinformowała wszystkich młoda królowa i złapała męża z powrotem za rękę.
- Skoro król jest ciągle zapracowany, to zapewne nie mieliście jeszcze czasu nacieszyć się sobą.
Nazwa talk show mówiła sama na siebie. Oczywistym więc było, że prowadząca będzie chciała dowiedzieć się jak najwięcej szczegółów z ich życia, które wcale nie było takie kolorowe, jak myśleli wszyscy. 
- Spokojnie. Mój mąż obiecał, że wszystko mi wynagrodzi. Prawda kochanie? - Spojrzała na chłopaka i pogładziła go po ręce.
- Oczywiście, dla Ciebie wszystko - odpowiedział sztucznie. Liliana wiedziała, że te słowa na pewno nie chciały mu przejść przez gardło, ale musiał grać. I okazało się, że był całkiem dobrym aktorem.
- O jakiej nagrodzie tutaj mówimy? - zaśmiała się prowadząca.
- Planujemy starać się o dziecko - powiedziała królowa z wrednym uśmiechem.
Mina Ksawiera mówiła wszystko, co chciała osiągnąć. Chłopak otrząsnął się jednak szybko, ponieważ przypomniało mu się, że wszyscy go obserwują. Uśmiechnął się lekko udając zawstydzonego. W środku Liliany śmiała się diablica, która nie mogła się uwolnić od dłuższego czasu. I co teraz Anielo? Pobij to.



Planują się starać o dziecko? Ale sobie wymyśliła. Ja jej dam dziecko, po moim trupie.
Niemal biegnę w kierunku pokoju Liliany. Może to nierozsądne z mojej strony, ale mam to gdzieś. 
- Dziecko? - mówię na wejściu. Ledwo łapię oddech, ponieważ tak bardzo się spieszyłam. - Ksawier nie dotknąłby Cię kijem przez szmatę! 
- Widzę, że oglądałaś program - odpowiada mi, ale jakoś specjalnie nie przejmuje się moją osobą. Robi, to przy czym zastałam ją, kiedy wparowałam. Siedzi przy toaletce i maluje się. - I jak Ci się podobało?
- To było słabe - mówię udając, że wcale nie ruszyła mnie wiadomość, o planowaniu dziecka. Zdaję sobie sprawę, że dziewczyna jest świadoma mojej złości, ale i tak mogę spróbować grać. - Tylko na tyle było Cię stać?
- Oczywiście, że nie - śmieje się. Psika się perfumami i wstaje. - Przygotowałam dla Ciebie dużo więcej...Już za chwilę spotkasz się z gościem, którego dla Ciebie zaprosiłam. - Wychodzi z pokoju i ogląda się w moją stronę. - Zostajesz?
Wnerwia mnie, że dzisiaj jest taka opanowana. Normalnie oaza spokoju. 
- Zostaję! - warczę.
- To zostań. Ja wychodzę, bo obowiązki królowej wzywają - odrzuca do tyłu włosy, czym wywołuje u mnie odruch wymiotny. - Możesz pooglądać sobie moją garderobę - mówi na odchodne.
I zostaję sama w jaskini wiedźmy. Niespecjalnie pociąga mnie siedzenie w jej pokoju, więc po chwili wychodzę. Oczywiście po dłuższej chwili żeby nie myślała sobie, że wygrała. Co powinnam teraz zrobić? Iść do Ksawiera i pokazać mu moją zazdrość? Nie, może najpierw powinnam ochłonąć. 
Wychodzę z pałacu i z powrotem wracam. Cholera! Centralnie przede mną była starucha, której miałam unikać. Oby mnie nie widziała, oby mnie nie widziała!
- Wracaj tutaj - woła za mną. - Widziałam Cię! Jestem za stara żeby Cię gonić!
Dlaczego nie mogę mieć mocy stawania się niewidzialnym na zawołanie. Obracam się mechanicznie i uśmiecham lekko. I co teraz.
- Dzień dobry - mrugam oczami starając się wyglądać jak aniołek. 
- Ja Ci dam dzień dobry!!! - łapie mnie mocno za ucho, jak niegrzeczne dziecko. Nie wierzę, że to zrobiła, ale ból który odczuwam mówi sam za Ciebie. - Wracasz tam skąd przyszłaś!
- Nie wracam!
- Wracasz!!! - krzyczy i ściska moje biedne ucho jeszcze mocniej. 
- To boli - piszczę i schylam się leciutko. Ból promieniuje mi do głowy. Mam wrażenie, że jak zaraz mnie nie puści, to będę musiała mieć je amputowane.
- Trzeba było myśleć o konsekwencjach swoich czynów wcześniej! Ucho to za mało!
- Proszę ją puścić! - ktoś odsuwa tą starą wiedźmę ode mnie. - Przemoc nie jest rozwiązaniem - próbuje uspokoić ją Victor.
Odsuwam się jak najdalej od staruchy i dotykam obolałego ucha. Rany jest takie ciepłe. Patrzę na niego z podziękowaniem w oczach. Dobrze, że się pojawił. W końcu okazał się moim aniołem stróżem. Nie powiem zeszło mu to trochę, ale ważne, że pomógł mi kiedy tego potrzebowałam.
- Proszę, proszę kogo my tu mamy - cmoka kobieta widząc Victora. - Wyrosłeś. Nie powinieneś się wtrącać w nie swoje sprawy.
Chłopak jest w ogromnym szoku. Musi pierwszy raz widzieć na oczy kobietę, która jest moim koszmarem. Ja za to wcale się nie dziwię, że go zna. Przecież to ona pisała książkę, więc wie wszystko o każdym.
Liliana obiecuję Ci, że masz przesrane. Jestem pewna, że to o tym gościu mówiła. Jak ją dorwę to nie ręczę za siebie.
- Nigdzie nie wracam - mówię stanowczo. Tym razem nie dam się tak łatwo. Nigdzie się nie wybieram.
- W tym świecie nie ma dla Ciebie miejsca! Kiedy to zrozumiesz?
- Nie zrozumiem - odpowiadam i podchodzę do niej, ale i tak utrzymuję dystans. Tak na wszelki wypadek gdyby znowu chciała zaatakować moje ucho. - Niech pani napisze kontynuację książki, to wtedy już w niej będę. 
Jeśli starucha napisałaby kolejną książkę i umieściłaby mnie jako bohatera, to już należałabym do tego świata. To nie jest nic trudnego. Musiałaby tylko chcieć.
- Nie zrobię tego.
- Nic się nie martw Aniela - Z auta, które podjechało wysiada Jadwiga. Jej widok dodaje mi otuchy. Może ona będzie umiała przekonać swoją matkę. - Już weszłaś do tego świata, więc automatycznie stałaś się jego częścią. 
- Co Ty tu robisz?! - złość staruchy przenosi się na jej własną córkę, która tak jak ja nie powinna się tu znajdować. 
A ja mam ochotę składać jej pokłony. Jestem ogromnie wdzięczna, że się pojawiła. Może ona pomoże przekonać mi to stare babsko.
- Stop!!! - przekrzykuje wszystkich Victor. Każda z nas kieruje wzrok na chłopaka. - Jest ważniejsze pytanie. Dlaczego przyjechała Pani moim autem?! - Spoglądam na Victora, który ma tak szeroko otwarte oczy, że mam wrażenie, że zaraz mu wypadną. - To jest kradzież!!!
- Jaka pani, Jadwiga jestem - przedstawia się chłopakowi. - Twój tata powiedział, że mogę je pożyczyć. Nie martw się, oddam w dobrym stanie.
Opadają mi ręce. Widzę, że starucha myśli to samo. Jak w takiej sytuacji on może myśleć tylko o aucie. Victor jesteś mistrzem rozładowywania napięcia.
- Jakim dobrym!? Ma być nienaruszone! - oburza się chłopak.
- A co ze mną? - przerywam im sprzeczkę i wracam do punktu wyjścia. - To mogę zostać, czy nie?
- Możesz - informuje mnie Jadwiga. - Wręcz powinnaś, żeby pomóc mojemu synowi.
- Nie możesz - zaprzecza starucha.
- Przestań ją straszyć mamo! - Widok Jadwigi kłócącej się ze staruchą, wcale nie przypomina sprzeczki matki z córką. - Dobrze wiesz, że dopóki książka się nie skończy, to może spokojnie tu przebywać. 
- Czy ktoś mi to wyjaśni?! - pytam, bo już nic nie rozumiem. Wszystko mi się pomieszało.
- Weszłaś w książkę, więc historia zaczęła się pisać - tłumaczy Jadwiga, chociaż ja i tak nic z tego nie rozumiem. 
- Możesz zostać, do końca książki i ani dnia dłużej - mruczy starucha i odchodzi. Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko znika.
Czy to nie ona pisała tą książkę? Dlaczego więc wcześniej nie było mnie w książce, a kiedy w nią weszłam to nagle jestem? Wiedziałam, że ta książka ma swoje prawa, ale teraz tak się wszystko skomplikowało, że nic nie rozumiem. 
- Czy tylko ja tego nie zrozumiałem? - pyta Victor.
- Czy to nie ona pisała tą książkę? - dopytuję żeby rozwiać wątpliwości.
- Ona jest tylko...Hmm...Tak jakby strażnikiem - rozkłada ręce Jadwiga, która wygląda jakby sama nie wiedziała o czym mówi. - Książka sama się pisze i rządzi się swoimi prawami. 
Wstrzymuję oddech. Z czym ja mam do czynienia? Dlaczego jakaś książka miałaby decydować o mim losie? Czym ona niby jest żeby wymyślać moje przeznaczenie? Tyle pytań, a na żadne nie ma odpowiedzi.
- To chore - podsumowuję.
- Nic się nie martw - klepie mnie kobieta po plecach. - Masz jeszcze dużo czasu, a jak się skończy, to coś wymyślimy. Jak widzisz ja nie biorę udziału w tej historii, a jednak tu jestem. Zawsze jest sposób żeby złamać zasady.

_________________________________________________________________

Dzisiaj rozdział w porze obiadowej. Następnego możecie spodziewać się w środę. Zaszalejmy, bo weekend majowy :D
Ksawier w końcu wrócił na swoje prawowite miejsce. No i jak mu poszło? :)
Aha XD na powrót pamięci Iwo jeszcze poczekamy, ale postaram się żeby chłopak wrócił w super stylu.
Zapowiedź z boku. Do następnego,
N


wtorek, 24 kwietnia 2018

#4

Ciuchy które zorganizował mi Victor nie były w moim stylu, ale dzisiejsza koszula w róże nawet przypadła mi do gustu. Pomijając fakt, że było mi ciasno pod szyją, przez dokładnie zapięty biały kołnierz, to strój gwarantował mi pełny zakres ruchów. W końcu miałam na sobie spodnie, oczywiście eleganckie żeby Victor nie zawracał mi gitary
Zostawiłam Ksawiera samego, żeby w spokoju się przebrał ze swojego szlafrokowego wdzianka, w którym mnie przywitał. Dzięki temu spotkaniu mój humor znacznie się poprawił. Udało mi się przywrócić go do normalności. Mam nadzieję, że teraz chłopak zajmie się swoimi obowiązkami. Miałam ochotę skakać. Byłam bardzo zadowolona, że w końcu oprzytomniał i miał zamiar wszystkim się zająć.
- Gdzie żeś polazła? - pyta Victor, który czeka na mnie w drzwiach. Stoi oparty, a rękach trzyma dwa kubki. Zapewne z kawą. - Tak ciężko wysiedzieć Ci w miejscu? Mam cię przykleić do krzesła?!
- Musiałam coś załatwić - wzruszyłam ramionami i umiejętnie przecisnęłam się między chłopakiem a futryną. Weszłam do środka i usiadłam przy swoim biurku.
- Wstań - powiedział chłopak, który nagle znalazł się nade mną. Spoglądnęłam w górę i to był błąd, bo zobaczyłam jego niebieskie oczy. Zapatrzyłam się w nie, jak w obrazek.
- Dopiero przeszkadzało Ci, że nie siedzę na swoim miejscu. - Odsuwam się i wstaję. Im dalej od niego, tym lepiej. - A znowu jak na nim siedzę, to też jest źle! Czego Ty ode mnie chcesz?!
- Mam kilka pomysłów, co mógłbym od ciebie chcieć, ale zatrzymam je dla siebie - oznajmił i popatrzył na mnie znacząco wzrokiem. Przełknęłam ślinę, bo aż zaschło mi w ustach. - Na razie weź kawę i chodź za mną.
- Nie pijam kawy.
- Wydawało mi się, że kiedyś widziałem Cię, jak ją pijesz...
- Pijam ją tylko w wyjątkowych sytuacjach - poinformowałam go o moich zwyczajach. 
Kawa nie była moim ulubionym napojem. Sięgałam po nią tylko w wyjątkowych sytuacjach, którym było zmęczenie podczas gdy musiałam się czymś jeszcze zająć. Albo gdy przebywałam w towarzystwie, bo głupio było mi pić herbatę, kiedy inni sięgali po kawę. Dzisiaj już widziałam się z Ksawierem i to wystarczyło by mnie rozbudzić. Jego widok zdecydowanie mnie ożywił. Wystarczyło, że zobaczyłam chłopaka, a moje serce zaczynało bić jak szalone, pobudzając każdy kawałek mojego ciała.
- Nie to nie - wyminął mnie i wyrzuca kubek kawy do kosza. Otworzyłam szeroko oczy, nie wierząc w to co zobaczyłam. Ten kubek wyglądał tak, że za jego sprzedaż można by spokojnie  zarobić, a on wyrzucił go do kosza. Czyżbym go uraziła? - Ile mam na Ciebie czekać? - zawołał z pokoju, do którego wszedł.
Pokręciłam głową i weszłam do środka. Jak to jest, że biuro królewskiego doradcy było takie ogromne? W dodatku jego gabinet składał się z kilku pokoi. Rozglądałam się jak dziecko w sklepie z zabawkami. 
Victor siedział i czekał na mnie przy jakimś biurku, które znajdowało się w kącie.
- Co to ma być? - pytam unosząc brew do góry.
- Twoje nowe stanowisko. I jak podoba Ci się?
- Dlaczego moje biurko nagle znajduje się w tym samym pomieszczeniu co Twoje? - dopytuję. Z tego co wiem, to sekretarki mają stanowiska raczej w osobnym pomieszczeniu niż szef. 
- Bo muszę mieć na Ciebie oko! - Kładzie dłoń na biurku i klepie je po blacie. - Dzięki temu będę mógł wykonywać swoją pracę i jednocześnie Cię pilnować.
- Nie jestem dzieckiem! - Tupię oburzona nogą. 
Przez to moje plany legną w gruzach. Nie będę mogła wymykać się do Ksawiera niezauważona, bo Victor będzie mnie bacznie obserwował. Jestem tego pewna, ponieważ z jego biurka, ma doskonały widok. Nieźle sobie to wymyślił.
- Masz rację - zgodził się ze mną. - Jesteś znacznie gorsza od dziecka! Jak tylko nie ma mnie w pobliżu, to latasz jak szalona i zastraszasz ludzi.
- Raz mi się zdarzyło i będziesz mi to ciągle wypominał... - Przewracam teatralnie oczami. 
Dlaczego ludzie mają tendencję do wypominania złych rzeczy? Mógłby wspomnieć o tym, że go uratowałam, jak wskoczyliśmy do rzeki, ale nie...On wolał wypominać mi, że raz postraszyłam Lilianę. 
Odsuwam krzesło i siadam na nim. Zaskoczona stwierdzam, że jest bardzo wygodne i takie mięciutkie. W dodatku na kółkach, więc będę mogła śmigać na nim bez wstawania. A co! Niech się chłopak podenerwuje, bo na pewno widząc mnie jeżdżącą na tym krześle nie będzie szczęśliwy.
- O raz za dużo! Takie rzeczy nie mogą mieć więcej miejsca. - Patrzy na mnie i czeka aż dam mu potwierdzenie. Nie robię tego jednak, no bo to oczywiste, że jeszcze nie raz zdarzy mi się wnerwić Lilianę. - Rozumiemy się?!
- Nie będę Ci tego obiecywać.
- A to dlaczego? - Zakłada ręce na biodra i patrzy na mnie wyczekując odpowiedzi.
- Bo jest to dla mnie nie do spełnienia. - Spojrzałam na niego rozdrażniona. Niech da mi spokój i zajmie się swoją robotą, bo pewnie ma wiele rzeczy do zrobienia. - Nie będę miła dla Liliany. Nigdy.
- Możesz jej nie lubić, ale to nie zmienia faktu, że aktualnie jest królową.
Królową? Do czasu. Niech poczeka jeszcze chwilę, to ją zniszczę i będzie wracała biegiem do tej swojej Makumonii. 
- Nie chcę.
- Nikogo nie obchodzi, że nie chcesz. Musisz na razie zaakceptować tą sytuację i poczekać na odpowiedni moment - tłumaczy mi jak małemu dziecku. Tylko, że ja to wszystko dobrze wiem. Denerwuje mnie po prostu fakt, że muszę czekać. Najchętniej to już teraz pozbyłabym się tej jędzy. - Aniela już czas żebyś stała się mądrzejsza i przestała działać pod wpływem impulsu.
- Victor, nie masz przypadkiem jakiś papierów do wypełnienia? - pytam chcąc żeby dał mi w końcu spokój.
- Pamiętaj, że teraz będziesz zmuszona zmierzyć się z całym państwem, w którym formalnie rządzi Liliana, bo jej brat jest podobno chory. - Marszczę brwi. Jej brat jest królem i jest chory. Oznacza to, że jeżeli nie ma dzieci, to władze obejmie Liliana. - Do cholery! Nie dasz rady przeciwko całej armii!
- Ale nie emocjonuj się tak - patrzę na niego z dołu, ponieważ poziom mojego krzesła, tylko na to mi pozwala. - Zrozumiałam. Dotarło do mnie. Spokojnie.
Nie odzywam się. Akuratnie to rozumiem. Żaden człowiek nie miałby szans w starciu z potężną armią. W dodatku wojsko Makumonii było zasilane przez nielegalne porwania, które odkryłam podczas mojego pierwszego pobytu w tym świecie. Czy oni już wtedy planowali jakiś atak? O co do cholery wtedy chodziło? Sprawy polityki państwowej nie były moją mocną stroną. 
- Nie był bym tego taki pewny...Możesz rozumieć to tylko dzisiaj, a jutro i tak zrobisz po swojemu. - Odchodzi od mojego biurka i rusza w stronę swojego. - Posegreguj alfabetycznie papiery, które leżą na twoim biurku. 
Spoglądam jeszcze na chłopaka, który ma większe doświadczenie w takich sprawach polityki. Ufam mu i mam nadzieję, że pomoże mi, kiedy sytuacja nie będzie za ciekawa, bo właśnie na taką się zapowiada.
Sięgam po dokumenty. Czas się wziąć do pracy i udowodnić, jak wspaniałą sekretarką jestem.



Choroba członka rodziny to nic przyjemnego. Zwłaszcza jeśli to jedyna bliska osoba, która została Ci na tym świecie. Liliana dowiedziawszy się, że stan jej brata z każdym dniem jest coraz gorszy, nie wiedziała czy ma płakać, czy śmiać się z bezradności.
Ich rodzice odeszli kilka lat temu. Oboje przegrali z chorobą, z którą teraz walczył jej brat. Jak to jest, że osoby na ważnych stanowiskach, kończyły swoje życie po tak krótkim czasie? 
Ścisnęła mocniej telefon w ręce. Musiała się pośpieszyć ze swoim planem. Chciała by jej państwo wchłonęło kraj Ksawiera. Już zaczęła działać w tym kierunku. Sprowadzała do pałacu i na te tereny coraz więcej Makumończyków. Zobowiązała się spełnić marzenie jej rodziców i jak na razie bardzo dobrze jej szło. 
Ksawier, który przeżywał załamanie po rozstaniu z Anielą, dosłownie oddał władzę w jej ręce. Dzięki temu mogła robić, co tylko jej się podobało. Czy było jej go szkoda? Może na początku. Wtedy, kiedy marzyła jeszcze o wspólnej przyszłości z chłopakiem. On jednak nie podzielał jej zdania. Nie darzył jej już takimi uczuciami, jak za starych, dobrych czasów. Wtedy był w stanie zrobić dla niej wszystko. Był na każde jej skinienie, a ona wtedy zapragnęła czegoś innego i się rozstali. Może gdyby wtedy została przy jego boku, to ich relacje byłyby o niebo lepsze? Może wtedy byliby prawdziwym małżeństwem?
Czuła jednak, że powinna się śpieszyć, ponieważ powrót Anieli, mógł wszystko zepsuć. Nie tak dawno temu pozbyła jej się, a ona wróciła jak bumerang. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że dziewczyna nie była łatwym przeciwnikiem. Bardzo wiele się natrudziła by zniknęła, ale jak widać jej starania poszły na marne.
- Wasza Wysokość - W drzwiach salonu pojawiła się jej osobista służka, która oczywiście przybyła z nią z Makumonii. Nie mogła pozwolić by byle kto jej pomagał. - Tak jak chciałaś zdobyłam informacje o dziewczynie. Od niedawna pracuje jako sekretarka doradcy królewskiego. 
Wciągnęła powietrze ustami. Sekretarka doradcy królewskiego? Od kiedy to było takie stanowisko? Co ten Victor znowu wymyślił? I dlaczego rzucał jej kłody pod nogi? Dawniej chętnie jej pomagał, a teraz?
Zarzuciła marynarkę na różową sukienkę i wyszła w pośpiechu ze swojego apartamentu. Pokonanie drogi do biura Victora minęło jej w mgnieniu oka. Otworzyła drzwi i faktycznie, w kącie przy biurku siedziała Aniela. Układała jakieś papiery.
- W czym mogę pomóc? - Odwróciła się i uśmiechnęła złośliwie widząc Lilianę w drzwiach. Nawet nie podniosła się z krzesła żeby okazać jej szacunek. - Przepraszam, ale nie była pani wcześniej umówiona. Jeżeli chce się pani spotkać z moim szefem, to proszę o wcześniejszy telefon.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Liliana zwróciła się o chłopaka. Podeszła i uderzyła dłońmi w jego biurko. - Co ona tu robi?
- Potrzebna mi była sekretarka. - Chłopak podniósł wzrok znad dokumentów, które czytał. - Nie moja wina, że tylko ona była chętna na to stanowisko.
To było tragiczne. Nie dość, że dziewczyna zabrała jej całego Ksawiera, to teraz kładła łapy na Victorze. 
- Mogłeś powiedzieć, to bym Ci kogoś podesłała!
- Z Makumonii? - Uniósł brew w geście zapytania. - Poza tym moja sekretarka musi spełniać pewne standardy. To nie może być byle kto.
To nie mogła być prawda. Absolutnie tak nie mogło być. Przecież teraz wszystko posypie się, jak domek z kart. Aniela nie została bez powodu jego sekretarką. Oznacza to, że muszą razem coś planować. Liliana poczuła ukłucie zazdrości. Czuła się zdradzona. Cofnęła się kilka kroków.
- Tam są drzwi - wskazała jej Aniela, a uśmieszek nadal nie schodził jej z twarzy. - Następnym razem ,proszę umówić się na spotkanie.
- Wiem, gdzie są drzwi - warknęła Liliana. - To mój dom! - Na wyjście trzasnęła za sobą drzwiami.
I co teraz? Żeby zrealizować swoje plany, nie mogły pojawiać się przeszkody. Aniela jest jedną wielką  i najgorszą z możliwych przeszkód, która zapewne spowoduje kłopoty.
Maszerowała dzielnie przez korytarz zastanawiając się, co ma teraz począć.
- Wasza Wysokość. - Kolejny raz pojawiła się jej służka. Oznaczało to, coś ważnego, ponieważ dziewczyna nie pojawiała się bez potrzeby. - Król prosił żebyś do niego przyszła.
Ksawier? A co on może od niej chcieć o tej porze? Powinien jeszcze spać, bo tak robił zazwyczaj. Jego codzienne dni były jedną wielką rutyną. Wstawał późnym popołudniem. Czasami gdzieś znikał, a jeżeli zostawał to albo jadł obiad, albo zaczynał pić. Przy dobrym szczęściu Liliana go widziała, ale zdarzało się to bardzo rzadko, ponieważ chłopak przebywał tylko w swoim apartamencie. Potem znowu pił do późna i na końcu zasypiał kompletnie pijany. I tak w kółko.
Zapukała do drzwi i weszła do środka nie czekając na pozwolenie. Ogromnie się zdziwiła widząc chłopaka, który wyglądał jak dawniej. Stał wpatrzony w okno, więc miała okazję aby mu się przyjrzeć. Był ubrany w elegancką czarną koszulę i szare spodnie. Prezentował się bardzo dobrze. To był chłopak w którym kiedyś się zakochała.
- Podobno chciałeś się ze mną widzieć - zaczęła i zajęła miejsce na jednym z foteli. 
Chłopak oderwał się od okna i podszedł w jej stronę.
- Nie musisz się rozsiadać. To nie będzie długa rozmowa. - Uśmiechnął się unosząc lekko kąciki ust. Liliana poczuła jak jej policzki płoną ze wstydu i złości. Kolejny raz pokazywał jej, jak bardzo jej nie chciał. To nie było miłe uczucie. - Chciałem poinformować Cię, że od jutra to ja będę spotykał się z Radą Ministrów.
Dziewczynę dosłownie wcisnęło w fotel. Problemy właśnie się zaczęły. Nie chciała żeby widział, jak bardzo ją to zaskoczyło, więc zachowywała kamienną twarz. Co się z nim stało? Wcześniej nie interesowało go, co dzieje się w jego państwie. 
Te zmiany...
- Czy to przez nią? - zapytała mając na myśli Anielę.
- Nie, to przez Ciebie - odpowiedział i usiadł jedną nogą na podłokietniku fotela, na którym ona siedziała. Nachylił się nad nią i spojrzał prosto w oczy. Lilianę przeszły dreszcze. Dawno nie byli ze sobą tak blisko. Z reguły trzymali się od siebie w odległości kilku metrów. Teraz chłopak wyraźnie przekraczał jej granicę intymną. - Nie mogę pozwolić, by ktoś taki jak ty rządził państwem.
Ktoś taki jak ona? Dlaczego ją obrażał? I skąd wiedział? Dlaczego tak nagle się obudził i chciał wszystko zmieniać i naprawiać?
- Może nie pamiętasz, ale jestem twoją żoną i królową!
- Co nie uprawnia Cię do podejmowania tak poważnych decyzji - powiedział pewnym głosem. - Jestem świadomy, że to ja oddałem Ci władzę i obciążyłem tak odpowiedzialnym stanowiskiem. Wybacz mi, nie byłem w formie - odchrząknął. - Dlatego teraz zabieram od Ciebie ten ciężar.
- To wszystko przez nią! - Wstała z fotela, ponieważ nie mogła znieść jego bliskości i sztucznej troski, z którą do niej mówił. - Wróciła i znowu namieszała Ci w głowie!
- Aniela otworzyła mi tylko oczy. - Chłopak zajął zwolniony przez nią fotel. Założył nogę na nogę i przyglądał się dziewczynie.
Liliana krążyła po pokoju niespokojnie. Musiała coś wymyślić inaczej jej plany legną w gruzach. Skoro Aniela otworzyła mu oczy, to i ona mogła oświecić własnego męża. Niech wie co się szykuje. Skoro Aniela pracuje z Victorem, to Ksawier nie powinien być taki spokojny. 
- Wróciła jako sekretarka Victora i już szaleje - powiedziała i spojrzała na chłopaka. Ksawier aż się wyprostował słysząc te nowości. - Czyżby twoja ukochana nie poinformowała Cię o swojej nowej pracy? Kiedyś była też Twoją sekretarką i zobacz, jak to się skończyło. Oddałeś jej własne serce - uśmiechnęła się zwycięsko. 
Ksawier nie był zadowolony.
- Nigdy nie była moją sekretarką, a nasze relacje nie powinny Cię interesować - warknął. 
Tak jak podejrzewała już był niespokojny. Świetnie. O to jej chodziło. Udało jej się zasiać ziarno niepewności, które powinno tylko rozkwitnąć i spowodować wiele nieporozumień. 
- Nawet mają wspólne biuro - dodała żeby podniecić jego złość.
Victor z Ksawierem nigdy za sobą nie przepadali. Gdy tylko mieli okazję, to zawsze ze sobą rywalizowali, w każdej możliwej dziedzinie. Podejrzewała, że było to spowodowane zwykłą zazdrością. Dlatego, kiedy zostawiła Ksawiera dla Victora, był to dla niego ogromny cios. Przez to ich dotychczasowe relacje, które były na etapie rozmowy, zmieniły się w czystą nienawiść.
- A my mamy wspólny dom i jesteśmy małżeństwem, a to wcale nie oznacza, że darzymy się uczuciem - odparował, chcąc się jakoś bronić i nie okazywać dziewczynie swojej zazdrości.
Ależ on musi kochać Anielę. Do tego stopnia, że gotowało się w nim w środku słysząc, że dziewczyna przebywa w towarzystwie innego chłopaka, a i tak próbował jej bronić. Czy to można było nazwać prawdziwą miłością?
Liliana nigdy takiej nie poznała. Kiedy była z Ksawierem to były to szczenięce uczucia. Dopiero kiedy zabawiała się z Victorem poznała niektóre sposoby miłości. Chodziło tutaj o cielesne rozkosze, które ich nie opuszczały. Brakowało jednak w tym wszystkim uczuć. Dzięki temu tak łatwo pozbyła się chłopaka, kiedy miała wyjść za Ksawiera.
- Moglibyśmy, tylko ty nie chcesz mnie do siebie dopuścić - burknęła i po chwili dotarło do niej, że powiedziała to na głos.
- Bo Cię nie kocham - odpowiedział bez mrugnięcia okiem. - Już raz mnie zostawiłaś dla innego, więc zrobiłabyś to ponownie. Poza tym w moim sercu jest tylko jedna kobieta.
Te słowa ogromnie ją zraniły, ale nie było to dla niej nowością. Ich małżeństwo składało się z samych nieprzyjemnych uczuć, więc nie oczekiwała za wiele.
- A czy tylko Ty jesteś w jej sercu? - zapytała z uśmiechem. - Skoro taka jest twoja wola, to od jutra zacznij spotykać się z Radą Ministrów, jak prawdziwy król - oznajmiła i wyszła z jego pokoju. 
Ich rozmowa nie miała dłużej sensu. Chłopak już opowiadał tylko o swojej miłości do Anieli, a Liliana nie miała ochoty tego słuchać. Musiała zacząć szykować się do wojny, którą stoczy nie tylko z Anielą.



Wczesna wiosna była różna. Raz było tak zimno, że nie dało się wyjść na zewnątrz bez rękawiczek i szalika, a raz było tak ciepło, że człowiek dosłownie się topił. Dzisiejsza pogoda była za to w sam raz. Nadawała się na spacer lub chwilę odpoczynku na tarasie. 
Tak właśnie spędzał wolną chwilę Ksawier. Słońce przyjemnie świeciło mu w twarz, więc odchylił się jeszcze bardziej na krześle, które zajmował. Wziął kilka spokojnych oddechów, żeby uspokoić myśli, które od czasu usłyszenia nowości od Liliany, ciągle szalały. Wiedział, że dziewczyna specjalnie mu o tym powiedziała, ale nie był jej za to wdzięczny. Wolałby żeby to sama Aniela poinformowała go o wspólnej pracy z Victorem. Może wtedy byłby troszeczkę mniej zdenerwowany.
Victor był osobą, która nadzwyczaj go irytowała. Sam widok chłopaka wprawiał go w zły humor. Od małego nie przepadali za sobą. Jedyną relacją jaka ich łączyła, była ciągła rywalizacja. Oboje chcieli być od siebie lepsi. Było to spowodowane przez relacje ich ojców, którzy także za sobą nie przepadali.
Czarka jednak się przebrała, kiedy Victor odbił Ksawierowi dziewczynę. Liliana była jego pierwszą miłością i skończyła się jak każde pierwsze miłostki, czyli nieszczęśliwie. Odeszła, zostawiając go właśnie dla Victora. Dla Ksawiera, który myślał o wspólnej przyszłości z dziewczyną był to ogromny cios. Przez długi czas to przeżywał, ale potem musiał wrócić do normalności. 
- Opalenizna nie jest zdrowa.
Ksawier otworzył przymknięte przedtem oczy i zobaczył znienawidzonego Victora, o którym rozmyślał przed chwilą. 
- Co robisz w moim apartamencie? Wyjdź - rozkazał i z powrotem zamknął oczy licząc na to, że chłopak zastosuje się do jego słów. To właśnie powinien zrobić, bo Ksaiwer był królem.
- Jeśli mamy nazywać miejsca po imieniu, to znajdujemy się na tarasie - poprawił go Victor. 
- Który znajduje się w moim apartamencie, do którego Cię nie zapraszałem, więc wyjdź.
Podniesiony głos i rozkazy nie wpłynęły w żaden sposób na Vicotra, który zajął wolne krzesło. 
- Przyszedłem tu w sprawach biznesowych, jako twój doradca.
Ksawier skrzywił się słysząc te słowa. No tak...Victor został przez przypadek jego doradcą i nie dało się tego odkręcić. Ogólnie to nie miałby nic przeciwko temu, ponieważ ojciec w liście zostawił mu wskazówkę, która mówiła, że może zaufać chłopakowi. Może by to zrobił, gdyby chłopak nie został królewskim doradcą przez podstęp, który zastosował gdy młody król był pijany. Dochodziła do tego jeszcze sprawa Anieli, która była jego sekretarką, a to było nie do przyjęcia. 
- Mów, więc szybko to, co masz do powiedzenia i wyjdź - powiedział Ksawier i wyprostował się na krześle. Chciał wyglądać poważnie. 
- Chciałem Cię poinformować, że obserwuje ostatnio niedawno powstałych buntowników, którzy są przeciwni polityce pro-makumońskiej - zdawał mu raport Victor. Ksawier aż nadstawił uszy. Buntownicy w jego państwie? Z czasem mogli stać się niebezpieczną organizacją. - Na razie nie są groźni, ale warto mieć na nich oko w razie gdyby coś strzeliło im do głowy. 
- Słusznie - zgodził się młody król. - Chciałbym żebyś informował mnie na bieżąco, na ich temat.
- Tak się składa, że wysłałem już do nich szpiega - oznajmił Victor. Ksawier musiał przyznać, że było to bardzo mądre posunięcie. - Na razie informator próbuje dostać się w otoczenie ich przywódcy, ale nie jest to takie łatwe. Jeżeli czegoś się dowiem, to złożę Ci raport.
- Będę czekał. Jutro wybieram się na posiedzenie Rady Ministrów - rzucił od niechcenia Ksawier. Pomyślał jednak, że Victor jako jego doradca powinien wiedzieć o takich sprawach. - Po spotkaniu przyjdę do Twojego biura i omówimy wszystko.
- Najpierw musisz umówić spotkanie z moją sekretarką.
- Jestem królem - przerwał mu Ksawier. - Nie muszę umawiać się na spotkania z moim doradcą.
- Musisz się umówić - powtórzył chłopak. - Jestem prezesem w rodzinnej firmie i dodatkowo pracuję jako twój doradca. Zrozum, że nie zawsze jestem na miejscu - wytłumaczył po chwili.
Gdyby Ksawier przyszedł na spotkanie bez umówionej wizyty i nie zastał Victora, to może przynajmniej spotkałby Anielę. Ta perspektywa bardzo mu się podobała.
- Słyszałem, że masz sekretarkę...
- Tak, jest nią Aniela - odpowiedział bez żadnych sekretów Victor. - Byłem pewny, że będzie chciała wrócić do pałacu, więc zostanie moją sekretarką tylko jej w tym pomogło. Dzięki temu mogę ją mieć na oku.
- Chcesz jej pilnować? 
- Ktoś musi - wzruszył ramionami Vicotr i odchylił się na krześle. - Dobrze wiemy, że ona często działa pod wpływem impulsu. Lepiej więc jeśli ktoś będzie miał ją na oku.
Ksawier nie mógł się z nim nie zgodzić. Dziewczyna wiele razy udowodniła mu, że najpierw coś robi, a potem myśli o konsekwencjach. Dobrze więc, że tym razem miała opiekuna. Szkoda tylko, że był nim Victor. Gdzieś głęboko w głowie, Ksawier miał przeczucie, że historia może się powtórzyć i Victor będzie chciał mu ją ukraść. 
- Nie udawaj, że tak dużo o niej wiesz - mruknął król.
- Czyżby Wasza Wysokość był zazdrosny? - Victor przeniósł wzrok na niego i wpatrywał się z uśmieszkiem. 
Ksawier zacisnął ręce w pięści. Oczywiście, że był zazdrosny, o każdą osobą, która mogła spędzać czas z Anielą, w momencie kiedy on tak bardzo tego pragnął. Najchętniej to zamknął by ją w klatce. Wtedy mógłby mieć ją tylko dla siebie.
- Dlaczego miałbym być o Ciebie zazdrosny? - skłamał, ale Victor niekoniecznie musiał o tym wiedzieć. - Ty jesteś dla niej za słaby. Ja za to jestem wszystkim, czego Aniela chce i potrzebuje.
- Jesteś strasznie pewny siebie. - Królewski doradca podniósł się z krzesła i przeciągnął. Jego kości wydały, tak głośny dźwięk, że oboje aż się skrzywili. - Uważaj, bo to może Cię zgubić.
- Lepiej martw się o siebie.
- Tak się składa, że mam taką pracę, która wymaga ode mnie, bym to o Ciebie się martwił. Uwierz mi, że jest to ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę - mrugnął do niego okiem. 
- Za to Ci w końcu płacą.
- I to niezłe pieniądze, więc nie rozumiem dlaczego królewski doradca i prezes firmy miałby być za słaby dla Anieli. - Ksawier nie wiedział, czy Victor wiedział, że mówił to na głos. Chłopak był wpatrzony gdzieś w dal, więc wyglądało to jakby po prostu myślał na głos. - Dlatego Twoja zazdrość jest zrozumiała. Pewnie boisz się, że mógłbym traktować ją lepiej od Ciebie.
- Nie jestem o nią zazdrosny! - Ksawier uderzył ręką o stół, tak mocno, że stracił na chwilę czucie. - Nie mam o co się martwić, bo ona chce tylko mnie!
- Przypominam Ci, że w dalszym ciągu jesteś żonaty...
Słowa te zadziałały na Ksawiera jak płachta na byka. Wstał tak energicznie, że aż krzesło się przewróciło. To prawda, że był żonaty, ale jego małżeństwo to była jakaś kpina. Jedyne czym darzył swoją żonę, to niechęcią.
- Spokojnie, już niedługo - oznajmił Victorowi. Niech wie, że nie odda mu Anieli, za żadne skarby.
- No właśnie, żeby nie trwało to za długo, bo jeśli się nią nie zajmiesz, to mogę mieć ochotę Ci ją ukraść - pogroził mu Victor i ruszył w stronę wyjścia z tarasu.
Ksawier został sam. Stał i zaciskał mocno pięści, które powinny wylądować na twarzy Victora. Może wtedy udałoby mu się wybić, ten chory pomysł. Ukraść Anielę? Nigdy mu na to nie pozwoli.



- Nie czekaj na mnie - poinformował Adelinę Iwo. - Wrócę późnym wieczorem.
Dziewczyna starała się mieć brata na oku, w razie gdyby jakimś cudem jego pamięć magicznie wróciła. Nie chciała żeby był wtedy sam. Przydałby mu się ktoś, kto wytłumaczyłby mu, co przegapił i jak wszystko się zmieniło. Niestety jego amnezja nie chciała go opuścić. 
Może powinna przedstawić mu Anielę? Ciekawe czy widząc dziewczynę, jego wspomnienia wróciłyby? Przecież to z nią spędził ostatnie chwile przed wypadkiem, więc może to ona by go uleczyła. 
- Nie musisz mi się spowiadać - mruknęła i przystanęła by zawiązać buta. Nieznośne sznurówki u jej adidasów, nie chciały z nią współpracować. 
- Muszę, żebyś nie łaziła za mną, jak rzep. - Chłopak również zatrzymał się i czekał na siostrę. - Myślałem, że te chłopaczki z którymi ostatnio Cię widziałem zajmą Ci trochę czasu, ale nie...Ty ciągle jesteś przyklejona do mnie. 
Adelina wzięła głęboki oddech żeby nie wybuchnąć. Nie dość, że próbowała nieudolnie zawiązać buta, to jeszcze Iwo dokładał jej swoje złośliwości. Nie ruszałyby jej, jego słowa, gdyby robiła to z własnej woli. W normalnych okolicznościach nigdy nie łaziłaby za swoim starszym bratem, ale sytuacja tego od niej wymagała. 
- Jakbym miała czas na spotkania z chłopaczkami, to bym się z nimi widywała!
Wyprostowała się i ruszyła przed siebie z rozwiązanym butem. Nie miała cierpliwości do tych sznurówek. 
- Zatrzymaj się - zawołał Iwo, ale kiedy nie zareagowała to podbiegł do niej i sam ją przyhamował. Kucnął i sam, własnymi rękami zawiązał jej buta. Patrzyła na niego oniemiała. - Rozwiązane sznurówki mogą spowodować upadek, a upadek równa się urazowi, który wiązałby się z wizytą w szpitalu, a ja nie mam na to czasu - zaczął tłumaczyć, kiedy starannie zawiązał jej kokardkę. Wyprostował się i uśmiechnął. - Jeśli nie masz czasu na spotkania, to po prostu jesteś źle zorganizowana. 
Albo miała tysiąc pięćset spraw na głowie, które wymagały jej uwagi. A wtedy ciężko jakoś sensownie zorganizować swój własny czas. 
- Jestem na pierwszym roku medycyny...
- Co nie oznacza, że nie możesz mieć wolnego czasu - skwitował. - Zmień swoje priorytety, a wtedy wolny czas sam do Ciebie przyjdzie - mówił jakby było to dla niego oczywiste.
- Pomyślę nad tym - pokiwała głową. Może to faktycznie było jakieś rozwiązanie? - Gdzie się wybierasz skoro masz wrócić późno? 
- Powiedziałaś, że nie muszę Ci się spowiadać, więc przy tym zostańmy - wyciągnął rękę i poczochrał ją po włosach. Poczuła się jak małe dziecko, którym zapewne nadal była dla starszego o dwa lata Iwo. Zawsze uważał siebie za dojrzalszego. Może faktycznie był, ale bez przesady. To były tylko dwa lata. - Idę - poinformował i ruszył przed siebie.
Adelina stała wpatrzona w znikającą sylwetkę swojego brata. Nie mogła się zdecydować, którą wersję bardziej wolała. Czy tą sprzed kilku miesięcy, kiedy był niezależnym i złośliwym człowiekiem? Czy tą obecną miłą wersję starszego brata?
Zerknęła na zawiązanego przez niego przed chwilą buta i uśmiechnęła się promiennie. A gdyby tak złączyć jego obie wersje? Ciekawe, co by z tego wyszło.
Włożyła ręce do kieszeni płaszcza i ruszyła w stronę budynku, w którym mieściła się siedziba buntowników. Obiecała Victorowi i Anieli, że będzie kontrolowała sytuację. Tak się złożyło, że dzisiaj odwołali jej jeden wykład. Dzięki temu miała więcej czasu i postanowiła trochę powęszyć.
Weszła przez starą, zardzewiałą już bramę, która oddzielała ceglastą budowlę od kampusu uniwersyteckiego. To tutaj mieściło się centrum dowodzenia buntowników, którzy ukrywali się pod pseudonimem koła naukowego. Cóż nawet sprytnie to wymyślili. Przeszła przez dziedziniec i ucieszyła się, że jej but został zawiązany. Każda płytka chodnikowa była uszkodzona. Jedne wychodziły za wysoko, w innych były dziury, a jeszcze w innych miejscach zupełnie ich brakowało. Rozwiązany but i taka droga mogłaby równać się wybitymi zębami. 
Weszła przez czarne masywne drzwi do środka, ale to nie był koniec. Czekały na nią jeszcze kamieniste schody, które należały do tych stromych. Trzeba było zejść nimi na dół, ponieważ pomieszczenie do którego zmierzała znajdowało się w piwnicy. Złapała się więc poręczy, która ulokowana była przy ścianie i małymi krokami zeszła na dół. 
To tutaj odbywały się wszystkie spotkania. Adelinę interesowało jednak inne pomieszczenie, do którego nie wolno było im wchodzić. Skoro było zabronione, to oznaczało, że w tym pokoju było coś, czego nie mogli widzieć niewtajemniczeni. 
Dziewczyna nie wkradła się jeszcze w łaski szefostwa, którego w zasadzie nie znała. Nie wiedziała, kto odpowiedzialny jest za grupę ludzi, którzy działają tak, że sam pałac zaczął nimi się interesować. Kto mógł być odpowiedzialny za taki bałagan? 
Szła wolnymi krokami i rozglądała się czy aby na pewno była tutaj tylko sama. Nie słyszała nic poza własnym oddechem i dźwiękami kapiącej wody, której nie mogła zlokalizować. Podeszła do drzwi i chwyciła za klamkę. Ulżyło jej, kiedy drzwi otworzyły się bez oporu. Myślała, że będzie zmuszona wydziwiać coś wsuwką do włosów. Nigdy nie używała tego sposobu, ale na filmach zawsze działało. Mogłaby więc spróbować go użyć, ale skoro drzwi były otwarte, to zaakceptowała ten fakt z radością.
Ostrożnie weszła do środka i przymknęła za sobą wejście. W pokoju znajdywało się kilka skrzyń, które aż prosiły by do nich zajrzeć. Szybkim krokiem podeszła i rozchyliła wieko, które ukazało jej oczom zbiór pistoletów. Zamrugała by upewnić się, że oczy nie płatają jej figli. Spojrzała jeszcze raz i w środku nadal leżały różne spluwy.
Zamknęła pudło i odsunęła się do tyłu. 
Po co im broń? 
- Zostawiłam je otwarte tylko na chwilę. Nic się nie martw - Adelina usłyszała zbliżający się głos. Przełknęła ślinę i zaczęła intensywnie myśleć. Nie miała gdzie się schować, a jeśli teraz by wyszła to wyda się to podejrzane. - Oddzwonię za chwilę - powiedziała dziewczyna, która weszła do pomieszczenia i zobaczyła Adelinę. - Co Ty tutaj robisz?
Patrzyła na nią bardzo podejrzliwie. 
- Przyszłam na spotkanie wcześniej, ale nie mogłam znaleźć łazienki - Adelina próbowała jakoś się wytłumaczyć grając głupią. - Czy mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?
Dziewczyna uwierzyła w jej słowa z niewiadomych powodów. Wyszły obie z pokoju, a Adelina zyskała wskazówki, gdzie może znaleźć szukaną przez nią łazienkę. Nie to jednak było teraz dla niej ważne. Musiała jak najszybciej skontaktować się z Victorem i Anielą. Broń, którą znalazła nie wróżyła nic dobrego.

_________________________________________________________________

Wrzucam rozdział dosłownie z językiem na brodzie. Dzisiaj mam tyle rzeczy na głowie, że myślałam, że się nie wyrobię, ale obiecałam więc dodaję.
Pojawiła się Liliana, pojawiła się też broń? Czyżby szykowała się jakaś akcja?
Następny rozdział w niedzielę, zapowiedź z boku :)
N